Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/284

Ta strona została uwierzytelniona.
280

grzecznością dla właścicielki hotelu, która wszelkiemi sposobami skarbiła sobie nawet względy służących, Becky odebrała od gospodarza wezwanie żeby sobie szukała innego mieszkania, bo w hotelu, gdzie się zatrzymują uczciwe matki z córkami, miejsca dla niej nie ma. Biedna Becky musiała wynieść się z hotelu i szukać innego przytułku, gdzie czuła się więcej jeszcze opuszczoną. To położenie stawało się dla niej tak ciężkie do zniesienia, że dziwić się nie powinniśmy jeżeli Becky nowych sposobów do wyjścia z niego szukać musiała. Zaczęła co dzień chodzić do kościoła gdzie głośniej od wszystkich śpiewała, nadto stanęła na czele kilku miłosiernych przedsięwzięć, zajęła się energicznie losem wdów i sierót marynarzy, którzy śmierć na dnie oceanu znaleźli i stali się pastwą rekinów, dawała hafty i rysunki na korzyść misjonarzy w Quashyboo, jednem słowem, stała się duszą wszystkich dobrych uczynków i przestała zupełnie tańczyć walca. Becky tak ściśle zachowywała wszelkie pozory przyzwoitości, że teraz możemy śmiało opisywać dokładnie tę epokę jej życia: tej swobody nie zawsze dotąd używać nam było wolno. Ale pomimo tego ani uśmiechy złośliwe jednych, ani spojrzenia pogardliwe drugich nie mogły ujść czujnej uwagi Rebeki, chociaż z jej twarzy niktby nie odgadł ego, co się w jej wnętrzu (żeby nie powiedzieć w seru) działo w każdej chwili.
Życie zresztą naszej heroiny było teraz tajemnicą okryte. Różni różnie o tem mówili. Pomiędzy ludźmi, którzy się lubią innymi zajmować — a na tych nie zbywa nigdy — jedni obwiniali Rebekę, drudzy zaś