Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.
281

utrzymywali że jest niewinna jak baranek, a potępiali jej męża, któremu całą winę przypisywali. Becky nie mało serc sobie ujęła obfitością łez wylanych, kiedy mówiła o swojem ukochanym dziecku, i nadmiarem wezbranej boleści w chwilach, kiedy ktoś wspomniał imię jej syna, lub okazał jej choćby najlżejsze współ czucie. Takiemi to sposobami Becky wdarła się do serca tkliwej nad wyraz misstress Alderney, która wiodła rej w całem angielskiem towarzystwie zebranem w Boulogne; berło to słusznie należało się tej damie, która więcej dawała objadów i balów aniżeli wszystkie władze miejscowe razem wzięte. Serce mistress Alderney było tak miękkie, że Becky mogła je podbić nie wielką nawet ilością łez, wylanych za każdym razem kiedy mały Alderney przychodził z pensji doktora Swishtail, żeby dnie świąteczne razem z matką przepędzić.
— Mój Rawdonek jest w tym samym wieku, zdaje mi się że patrzę na niego — mówiła Becky z głębokiem westchnieniem.
W samej rzeczy było tylko pięć lat różnicy wieku tych dwóch chłopczyków; przytem Rawdonek nie mniej był podobny do małego Alderney’a jak miły czytelnik do swego najniższego sługi, kreślącego te wyrazy. Nieszczęście chciało że Wenham udając się do miejsca pobytu lorda Steyne, zatrzymał się w Boulogne i zbu rzył misterne roboty Rebeki, na kłamstwie oparte. On to upewnił mistress Alderney że Rawdonek, nienawidzony przez matkę — o czem wszyscy widzieli — miał dziewięć lat dopiero i był blondyn a nie brunet jak mały Alderney. Nadto Wenham mógł śmiało i sumien-