Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.
26

— zauważył nazwisko swojej żony dumnie wystawione na stole w salonie. Skrzywił się pogardliwie — co zwykle bywało kiedy dostrzegł jakąś małostkę — i rozsiadł się w fotelu, czekając na gospodynię, która się bardzo prędko ukazała.
Becky przyjmowała zawsze lorda w tualecie, której nic by zarzucić ani poprawić nie można: włosy zawsze starannie ułożone, przytem nic jej nie brakowało z owych dodatków kokieterji niewieściej, jak chustka, fartuszek, szarfa, kokardy, pantofelki czerwone, które — nie wiemy dla czego — zawsze widoczne były. Już to nie ulega wątpliwości że Becky musiała ruchy swoje studjować bo często w czasie wizyty lorda przybierała prawdziwie zachwycające pozy, albo nazbyt naturalne. Jeżeli wizyta lorda zastała ją nieprzygotowaną, to wbiegała do sypialnego pokoju, rzuciła okiem w lustro i wchodziła po chwili do salonu.
Dostrzegłszy uśmiech szyderczy, z jakim lord Steyne patrzył na wystawione bilety wizytowe, Becky zarumieniła się lekko.
— Ah! bonjour, monseigneur — rzekła, widzisz pan że te panie były tu także. Jesteś pan bardzo grzeczny że zechciałeś mnie odwiedzić; bardzo przepraszam że dałam na siebie czekać... ale byłam zajęta w kuchni około puddingu.
— Widziałem właśnie panią przez okno, w chwili kiedy wysiadałem z powozu.
— Przed okiem pańskiem nic ukryć nie można.
— Tym razem przynajmniej — powiedział lord śmiejąc się — na nic się pani hypokryzja nie przyda. My-