Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/300

Ta strona została uwierzytelniona.
296

pochłania. Miałem panią zawsze za bardzo zacną kobietę i — na honor — byłoby mi niezmiernie przykro gdyby tu panią jakie nieszczęście spotkało. Chciałem tylko ostrzedz panią w jej własnym interesie, żebyś pani co prędzej wyjechała z Rzymu, jeżeli życie nie jest pani ciężarem.
Becky zmuszała się do śmiechu, ale nie posiadała się ze złości i gniewu.
— Pan sobie żartujesz — panie Fenouil... Któżby miał czyhać na życie bezbronnej i niewinnej kobiety; to już wygląda na jakiś dramatyczny romans... doprawdy... Czy lord Steyne ma już najętych sztyletników? Otóż powiadam panu że nie wyjadę i zostaję! Rozumiesz pan? Chociażby dla tego tylko żeby go do szalonego przyprowadzić gniewu. Zresztą, mam ja nie jednego obrońcę.
Pan Fenouil zaśmiał się.
— Obrońcę! powtórzył — A kogoż to? Czy nie majora, albo kapitana? Wszyscy ci rycerze zielonego pola, którzy orszak pani składają, podjęliby się chętnie za sto napoleonów wyzwolić panią z więzów tego świata. Wiemy my dobrze kto jest major Loder; mówiąc między nami jest on takim majorem jak ja markizem; znamy go tak dobrze że moglibyśmy w razie potrzeby ułatwić mu drogę na galery nawet. Wszędzie mamy przyjaciół, więc o wszystkiem dokładnie jesteśmy poinformowani. Ha! pani myślisz że my nie wiemy co pani robiłaś w Paryżu, i kogo tam z swoich krewnych spotkałaś? Panią to dziwi, nieprawdaż? A jednakże to wszystko jest czystą prawdą. Dla czegoż żaden z am-