Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.
297

basadorów nie chciał nigdzie pani przyjąć? Bo pani obraziłaś kogoś, a ten ktoś nigdy pani nie przebaczy, i na sam widok pani w gniew szalony wpada. Wczoraj naprzykład, wróciwszy do siebie milord był w takim stanie, że tracił przytomność; pani de Belladonna zro biła mu taką scenę z powodu pani, że nigdy jeszcze nie widziano go w przystępie takiego szaleństwa.
— To więc w interesie pani de Belladonna przedsięwziąłeś pan tę rolę — powiedziała Becky odzyskując pomału zimną krew i opanowując pierwotne wzruszenie.
— Bynajmniej; pani de Belladonna nic na to nie wpływa. Zazdrość jest to jej stan normalny wprawdzie, ale — jeżeli mam pani wyznać otwarcie — jestem do tego kroku upoważniony przez samego lorda. Wielkibyś pani błąd popełniła starając się go spotkać; a wierz mi pani że zostając tu mogłabyś bardzo tego żałować. Pamiętaj pani że ci to szczerze radzę; żeby potem nie było za późno, jedź pani jak możesz najprędzej. Ale otoż i powóz milorda...
Jednocześnie Fenouil uchwycił silnie rękę Rebeki i pociągnął ją w przeciwną stronę, podczas kiedy świe tny powóz, pysznemi końmi ciągniony i okryty herbami Steynów, przeleciał jak uragan przez ulicę. Pani Belladonna z pochmurnem wejrzeniem trzymała na kolanach małego pieska z gatunku King Charles’ów i zakrywała się białym jak śnieg parasolikiem. Obok niej leżał prawie wyciągnięty lord Steyne; cerę miał oliwkową, a oczy martwe, bez życia. Nienawiść, gniew, żądza mogły im jeszcze trochę blasku przywrócić, ale inaczej zagasły już one na zawsze dla świata, z które-