Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/305

Ta strona została uwierzytelniona.
301

otoczenie przedstawiało jej niewyczerpane resursa: kiedy nie mogła rozmawiać z lordem, to gawędka z lokajem nie mniejszą była dla niej rozrywką. Ruch, wrzawa, zapach fajek i wina, piosnki studenckie, sztuki kuglarskie, złamana żydowska mowa, jednem słowem hałaśliwy nieład i nieprzewidziane zmiany takiego życia miały dziwnie pociągający urok dla tej kobiety nawet wten czas kiedy los kapryśny pozbawiał ją środków do zapłacenia hotelowego rachunku. Teraz zaś kiedy szczęście Żorża napełniło złotem pusty już jej woreczek, nowy zapał do gwarliwej i awanturniczej egzystencji obudził się od wczoraj w Rebece.
Wstąpiwszy na schód ostatni, Józef zadyszany zatrzymał się chwilę i zaczął szukać 92go numeru, kiedy przeze drzwi na wpół otwarte przyległego pokoiku następny przedstawiał się widok: na brudnem łóżku leżał z fajką student w butach z wysokiemi cholewami i w dobrze zabłoconym paltocie; podczas kiedy koleżka jego, z rozrzuconemi blond włosami, w wytartym i zaperzonym surduciku, klęcząc na jednem kolanie, z z głową jakby przyklejoną do dziurki we drzwiach 92go numeru, błagalne do sąsiada czy sąsiadki zasyłał prośby.
— Daj mi pan teraz pokój — odezwał się głos niewieści, na który nasz barczysty przyjaciel silnie za dżał. — Zostaw mnie pan teraz samą, czekam na kogoś mój dziadek ma przyjść do mnie, a nie chciałabym żeby pana tu zastał.
— Ależ aniele, bóstwo Erinu — ciągnął dalej ja snowłosy student z kolczykiem w uchu — zmiłuj się