Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/308

Ta strona została uwierzytelniona.
304

łóżka, druga zaś wisiała na ćwieku obok drzwi wychodzących na korytarz. Kapelusz, zaczepiony na wstążce zakrywał do połowy rozbite lustro, obok którego stały na stoliku zgrabne branzowego koloru butynki. Na szafce małej przy łóżku leżała otwarta książka z bibljoteki romansów francuskich, i kawałeczek niedopalonej świecy bez lichtarza. Becky chciała świecę schować także pod kołdrę, ale w pośpiechu zapomniała o tem.
— O! tak; mówiła dalej — poznałabym pana wszędzie od razu. Są rzeczy, których kobieta nie zapomina nigdy, a pan właśnie jesteś pierwszym mężczyzną... który zwrócił moją uwagę.
— Doprawdy? zagadnął Józef — Na honor, nigdy mi pani o tem nic nie powiedziałaś.
— Kiedy z siostrą pana opuściłam Chiswick, byłam jeszcze dzieckiem prawie... ale, Ale, jakże się ma ta ukochana moja Amelja?... Biedaczka! dostała bardzo niedobrego męża, i naturalnie na mnie patrzała zazdro snem okiem, jak jak gdyby on mnie był w głowie, wtenczas kiedy dla mnie na świecie był ktoś inny... Ale, niestety! nie odgrzebujmy przeszłości.
Tu Becky otarła niby oczy chustką, obszytą podartą koronkową szlarką.
— Pan się dziwisz zapewne — mówiła do niego — widząc mnie tu, nieprawdaż? Bo też rzeczywiście jestem teraz w świecie zupełnie różnym od tego w jakim dawniej żyłam, i do jakiego byłam zawsze przyzwyczajona. O! gdybyś pan wiedział ile ja zmartwień prze niosłam, ile przecierpieć musiałam! Wiesz pan że kto inny na mojem miejscu mógłby z pewnością oszaleć,