szcze boleść do szaleństwa ją przyprowadza. Przysięgam wam na honor, że nigdy nie widziałam tak zrezygnowanej, jak ona, ofiary. Rodzina jej męża okazała się dla niej nieludzką, okrutną.
— Biedne stworzenie! — szepnęła Amelja.
— I jeżeli nie znajdzie nikogo, ktoby jej podał rękę — kończył Józef drżącym od wzruszenia głosem — to mówi że nic jej nie pozostaje więcej jak śmierć. Wszak to musicie wiedzieć że ona chciała sobie odebrać życie! Zawsze ma przy sobie truciznę, całą butelkę laudanum ma w swoim pokoiku... a jaki to nędzny pokoik!... Co za dom okropny!... bo biedaczka mieszka „pod Słoniem...“ i to na poddaszu.. sam chodziłem tam umyślnie.
Ten ostatni argument najsłabsze, zdaje się, zrobił na Amelji wrażenie; uśmiechnęła się nawet nieznacznie. Może wyobraziła sobie jak Józef zadyszany wyłaził na kilko piętrowe schody.
— Ona nie ma nikogo, opuszczona od wszystkich w swojej niedoli! — dodał znowu Józef. — Serce pęka słysząc co ona przenieść musiała. Ma synka w wieku Żorża.
— W samej rzeczy, przypominam sobie; więc cóż?
— Najpiękniejszy aniołek w świecie — mówił Józef rozczulając się coraz wiecej — dziecko to ubóstwiało matkę, a ci oprawcy z największem okrucieństwem wyrwali je z rąk biednej matki i nie pozwolili jej nigdy obaczyć syna.
— Kochany Józefie! — zawołała Emmy, tłumiąc łzy — chodźmy prędzej do niej!
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/316
Ta strona została uwierzytelniona.
312