lasce oparty, śledząc ciekawie co dalej będzie? Emmy powitała Rebekę z otwartemi rękoma, i uścisnęła ją serdecznie, przebaczając, zapominając wszystko. Biedna, skalana istoto, jakże dawno nie byłaś przedmiotem tak czystych, tak świętych uścisków!
Jakkolwiek Becky przewrotną była, nie mogła jednak zostać nieczułą na widok takiej dobroci. Serdeczność Amelji wywołała coś nakształt wdzięczności i wzruszenia, które jeżeli nie było trwałe — w tej chwili przynajmniej — zdawać się mogło szczere. Zręczne kłamstwo obrazem przedstawiającym syna wydzieranego z objęć matki, wróciło Rebece serce Amelji. Był to naturalnie pier wszy przedmiot rozmowy pomiędzy dwiema przyjaciółkami.
— Więc zabrali ci twoje ukochane dziecko — mówiła przez łzy zbyt naiwna Emmy. — Ach Rebeko rozumiem ja dobrze co to jest nie być razem z dzieckiem, wiem doskonale ile to kosztuje; zupełnie też podzielam boleść matek, które są w tak nieszczęśliwym położeniu. Ale Bóg łaskaw, czuwa nad nami. On ci odda dziecko tak jak i mnie moje powrócił.
— Moje dziecko, mego syna?... Ach, doprawdy, że serce pęka z żalu — odrzekła Becky dręczona może tajemnym wyrzutem sumienia.
Becky czuła jakieś niezadowolenie, jakiś niesmak, była jakby skrępowana własnemi kłamstwami w obec niezrównanej prostoty i szczerości; zwykły to los tych wszystkich co raz już zboczyli z drogi prawdy. Jeden