Była to ogromnego wzrostu kobieta. Mówiąc te słowa wzniosła oczy ku niebu, ale natychmiast spuściła głowę. Bo też rzeczywiście trudno było wytrzymać wzrok lorda Steyne, kiedy jakikolwiek opór spotykał.
— Niech wyprowadzą dzieci — powiedział lord pociągając sznurek od dzwonka.
Biedne dzieci tak się lorda obawiały, że natychmiast wykonać rozkazu same pospieszyły, a kiedy matka chciała z niemi wychodzić, nieubłagany despota wstrzymał ją mówiąc:
— Możesz pani zostać. Milady Steyne — mówił dalej — zechciej pani łaskawie usiąść do stolika i napisać zaproszenie na piątek.
— Co do mnie — odezwała się lady Gaunt — nie myślę wcale być na tym objedzie; powrócę do moich rodziców.
— Nie mam nic przeciwko temu — odrzekł lord bylebyś pani ztamtąd nie wracała. W Bareakres znajdziesz pani bardzo przyjemne towarzystwo woźnych i pisarzy sądowych, a ja od razu będę uwolniony od jałmużny, jaką muszę dawać rodzicom pani, i od patrzenia na tragiczne postawy, jakie tu pani przybierasz. Osoba, mająca pustki w głowie i w kieszeni, nie powinna przynajmniej mieć pretensji do rozkazywania. Gaunt wziął panią do hodowania dzieci, a pokazywało się że i do tego nie jesteś zdolna. Wyjąwszy pani samej, nikt zresztą nie pragnie koniecznie widzieć panią na tym świecie. Gaunt ma już tego dobrego po same uszy; zaręczam że gdybyś pani dziś jeszcze na tamten świat się wyniosła, jutro pewnie wziąłby drugą i nie rozpaczałby ani jednej godziny.
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.
33