żała się do fortepjanu, jakby pod wpływem jakiejś niewidzialnej siły, i usiadła obok grającej, Dwa strumienie łez potoczyły się po bladem jej obliczu. W drugim końcu salonu rozmowa i śmiechy swobodne rywalizowały z mozartowską harmonją, Ale to nie mogło oderwać uwagi lady Steyne od muzyki ani na chwilę; bo myśl jej błądziła w krainie wspomnień; wspomnień odległych, sięgających błogich dni dziecinnych, po których nastąpił okres czterdziestoletni boleści i osamotnienia. Przeniosła się myślą do swego klasztoru; zdawało się jej że słyszy organy w kaplicy, że widzi ulubioną siostrę ze zgromadzenia grywającą zwykle na organach. Od niej to lady Steyne nauczyła się tej melodji, którą sama nieraz lubiła grywać w czasach lepszej — ale niestety — ubiegłej tak prędko przeszłości. Dziwna nieopisania potęga muzyki! Jeden motyw ulubiony, nuta piosenki w dzieciństwie słyszanej, zdolna powrócić nam młodość ubiegłą, szczęście stracone. Z takiego to stanu lady Steyne uczuł się nagle wyrwaną! Podwoje się otworzyły i grono mężczyzn weszło do salonu; gwar rozmowy i głośne wybuchy śmiechu lorda Steyne rozległy się donośnie w około.
Jednem spojrzeniem pan domu odgadł wszystko co w jego nieobecności zaszło. Po raz pierwszy może w życiu uczuł łaskawsze trochę usposobienie dla żony; zbliżył się do niej i przemówił nazywając ją po imieniu co bladą jej twarz nowym okryło rumieńcem.
— Moja żona jest oczarowana cudownym spiewem pani, powiedział lord zwracając się do Rebeki; spiewałaś pani jak anioł.
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.
43