— Nakoniec ta pyszna pani pokornieje trochę, odezwał się stary Osborne kiedy córka drżącym głosem lis odczytała. To naturalne — dodał — byłem pewny że głód ją zmusi do tego.
Pan Osborne dla zachowania powagi w swej tryumfującej rodości, wziął jak zwykle gazetę do ręki, ale nie czytał wcale, chociaż wzrok miał niby w dziennik utkwiony. Zżymał się, mruczał cóś niewyraźnie, w końcu rzucił na stół gazetę, zmarszczył brwi, poszedł do swego pokoju, zkąd powrócił po chwili i rzucając klucz córce powiedział:
— Spiesz się, oto klucz od tego pokoju, co jest nad nami, niech wszystko będzie gotowe.
— Dobrze mój ojcze — odpowiedziała drżącym głosem miss Osborne.
Pokój, przeznaczony dla małego gościa, był kiedyś przez ojca zajmowany. Od lat dziesięciu już go nie o twierano. Papiery, suknie, chustki, szpicruty, wędki i rozmaite myśliwskie przybory, wszystko to było nietknięte, jakby wczoraj zostawione. Parę książek leżało na stole: Podręcznik wojskowy z podpisem Jerzego na okładce, mały słownik kieszonkowy, biblja dana synowi przez matkę, zeszyt pokryty fantastycznemi próbami, pióra — wszystko to w pewnym nieładzie, obok pary ostróg i wyschniętego kałamarza, pokrytego warstwą dziesięcioletniego kurzu. Ileż się ludzi i zmieniło w ciągu tego dziesiątka lat ubiegłych...
Miss Osborne weszła ze służącymi do pokoju Jerzego w najwyższem wzruszeniu. Blada jak chusta upadła prawie bez przytomności na łóżko brata.
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.
53