Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.
64

wiązałam sobie szczudła i zaczęłam tańczyć w pracowni, przy hucznych oklaskach wszystkich uczennic.
— Chętniebym na to patrzył, powiedział lord Steyne.
— A jabym chętnie znowu to rozpoczęła. Widzę już jak lady Blinkey rozwarłaby ogromne oczy, a skromna lady Gizzel pokazałaby nam dwa rzędy białych zębów! Ale cicho, słuchajmy, oto głos Pasty — śpiewa.
Becky okazywała się zawsze pełną uprzejmości dla artystokratycznego zebrania; zawsze umiała ich znaleźć w najmniej widocznych kątach salonu, gdzie się usuwali, ściskała ich za rękę, rozmawiała z nimi najgrzeczniej w obec całego towarzystwa. Bo czyliż ona nie była artystką, jak to sama z głębokiem przekonaniem mówiła. Dzięki tej prawdziwie koleżeńkiej poufałości z nimi, zawsze dojść potrafiła do zamierzonego celu: nie było wypadku żeby który z artystów dostał bólu gardła, kiedy Becky go prosiła żeby śpiewał u niej, albo kiedy chciała brać lekcje śpiewu bezpłatnie.
Może to kogo zadziwi, ale tak jednak było że w małym domku przy Curzon Street odbywały się także wieczorki muzykalne. W pewne dni tygodnia szereg powozów jaśniejących latarniami, ciągnął się przez całą długość ulicy, ku wielkiej rozpaczy mieszkańca z pod nr. 100, który przez całą noc oka zmrużyć nie mógł. Szczupły przedpokoik Rebeki był przepełniony olbrzymiego wzrostu lokajami, a wielu z nich musiało szukać miejsca w szynkowniach sąsiednich, aż do chwili wyjazdu panów, którzy posyłali w różne strony małych uliczników żeby swoją służbę odszukać. Najpierwsi dandysi londyńscy deptali sobie po nogach, idąc po wąs-