— Pani władasz doskonale francuskim jezykiem, powiedziała uczszypliwie lady Grizzel, mająca pretensję do gruntownej znajomości języka, jakkolwiek miała nieznośny szkocki akcent i tego pozbyć się niemogła.
— Jakże mogłabym nie znać języka, którego mnie na pensji uczono... a potem moja matka była Francuską — odrzekła Becky skromnie spuszczając oczy.
Lady Grizzel rozczuliła się pokorą i skromnością tej kobiety. Narzekała często na zgubną, niwelacyjną dążność wieku, wynoszącą osoby niższego stanu do wyższych warstw społeczeństwa, ale przyznawała zawsze że mistress Rawdon miała wiele taktu i umiała zachować się w roli jej urodzeniu właściwej. Bo ta szlachetna dama, pomimo wielkiego dla nieszczęśliwych miłosierdzia i tylu innych przymiotów, nie miała zbyt bystrego umysłu — zdawało się jej, moji mili czytelnicy że była ulepiona z innej zupełnie gliny jak wy i ja.
Sama lada Steyne uległa urokowi Becky od owej sceny przy fortepianie. Młodsze damy w rodzinie wprawdzie próbowały nabawić Rebekę kłopotu, ale nigdy to im się nie udawało, bo Becky w razie nieprzyjacielskiego ataku, przybierała wyraz anieslkiej niewinności, i taką słodyczą zaprawiała swoje jadowite cięcia obronne, że nieprzyjaciel zdumiony cofać się musiał.
Pan Wagg, znany z dowcipu ulubieniec lorda Steyne, otrzymał od tych pań drażliwą misję rozpoczęcia kampanji przeciw mistress Rawdon. Waleczny ów rycerz zawsze gotów wystąpić w obronie niewieściej koterji, rzucał swoim protektorom spojrzenia znaczące, jak gdyby chciał powiedzieć: Bacznośc! zabawimy się dobrze!
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.
66