Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.
86

szczotami nie obdarzał, pocieszał ją nawet, obiecując że co niedzieli przychodzić będzie do domu żeby go zobaczyć mogła.
Jednocześnie, kiedy dorożkaż odwoził Rawdona do szkoły, Becky przejeżdżała eleganckim powozem aleje parku, otoczona młodymi ludźmi, którzy jej konno asystowali. Ojciec tymczasem powracał do domu smutny i złamany ciężarem najszlachetniejszego uczucia, jakie kiedykolwiek do jego serca wcisnąć się mogło. Podano obiad. Rawdon zasiadł do stołu w towarzystwie samej jednej Briggs, był dla niej więcej niż zwykle uprzejmym, bo potrzebował okazać jej wdzięczność swoję za starania około małego i za życzliwość, jaką mu okazywała. W głębi sumienia wyrzucał sobie pułkownik odarcie biednej Briggs z ostatnich jej fuduszów, do czego się w części przyłożył popierając oszustwa żony. Długo jeszcze rozmawali oboje o małym Rawdy, bo Becky wróciła tylko dla przebrania się i pojechała znów na obiad proszony do znajomych, Rawdon niepocieszony poszedł do lady Joanny na wieczór, żeby jej opowiedzieć wszystkie szczegóły swego rozstania z synem, i odmalować odwagę dziecka w tak smutnej dla niego chwili.
Przełożeni kolegjum bardzo byli łaskawi na chłopca, protegowanego przez lorda Steyne, mającego stryja w parlamencie i ojca pułkownikiem, którego imię nieraz się spotykało w Monringpost lub w Pogadankach salonowych. Malec zawsze miał pieniądze w kieszeni i wydawał je na ciastka dla kolegów lub na inne łakocie. W sobotę przychodził do ojca, dla którego był to naj-