Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Listku mój!... jam się urwała — ty zginiesz — ty mi przypominasz ogród Symeona ojca mego — takie liście rosły nad jego chłodnikiem — listku! wiatr mi cię uniósł z ręki — ręka moja tak drży... tyś mi uleciał... listku zielony!... za tobą! naprzód!... a — tam jakiś człowiek u końca drogi — samotny pracuje — to ogrodnik — pójdę jeszcze ku niemu — jego oblicze schylone ku ziemi — nigdy go niewidziałam — a zda mi się, że go znam — on cierni gałązkę ma w ręku, co on robi z cierniami?... on jeszcze ostatni — a jeźli on niewie? biada mi nędznej...

(Zbliżając się, wola z daleka.)

Ogrodniku! ogrodniku! azaż niewidziałeś, gdzie Jezusa Nazareńskiego, którego Chrystusem zwą także — szukam go nędzna od rana — szukam napróżno... mów...

CHRYSTUS
w swej postaci.
MARYO!


MARYA MAGDALENA.

O mój mistrzu!... (przypada do nóg jego — twarz kryjąc w dłonie) to on... głos jego miłościwy.. on zmartwychwstał!... Mistrzu mój! o! o!...
A jam niewierzyła, pókim nie ujrzała... o! ja podła!...


CHÓR NIEWIDOMY.

W świętość powraca, co święte,
Co ziemskie w ziemię powraca,
Z piekłem bluźni, co przeklęte
Hozanna! męka! krew! praca!
Emanuel!...
Błogo ci ziemio zbawiona
Krwią Boga twego ochrzczona
Błogo ci!
Emanuel!
On stąpi w niebo. — Ty za nim
Idź w pocie czoła! nad ranem
Światłość zabłyśnie Ci!
Emanuel!