I przyszedł wielki dzień |
Znikłeś mistrzu mój... święty! umęczony — zmartwychpowstały!... grzesznica widziałam blask twój — nie oślepłam... — oświtłam — kocham!... jeszcze w groby ojców, pożegnać, co drogie — a potem w puszczę — w puszczę...
Gdzie jesteś o chwilo przeszłości co na wichru niesiona skrzydłach — — nikniesz duszy mojej? — ty uleciałaś i znikły złote skrzydła twoje — ale cień twój wspomnieniem odbił w snach myśli mojej — w godzinach samotności — i w godzinach rozpaczy — kiedym cię pytał, kędy jesteś anielska — gdzie postać twoja? jaki duch porwał i uniósł cię duchowi mojemu?... Ale milczenie było twą odpowiedzią — więc milczałem — i milczenie było rozkoszą moją — albowiem ty w niem zostałaś zemną — zostało mi wspomnienie twoje — i ty zostaniesz ze mnę — i będziesz we mnie, póki ja będę jeśli ja zginę — ty zginiesz ze mnę, by żyć gdzie indziej — by żyć nieśmiertelnie — a teraz leć w inne strony. — Oto ogród Symeona — jak niegdyś, kiedy Symeon spoglądał z spokojną otuchą na dwie córy swoje — oto — te same komnaty rzędem biegnę po sobie — lecz dach ich rozdarła burza a mury stoją w gruzach — i coraz to ciemniej — już się z gniazda ozwał ptak nocy — chychotając jękiem kurczowym — a z daleka sunie się jak we śnie — śnieżna schylona postać wita zbłąkanem okiem te strony — usta śmieją się drgając dziko — a twarz jej pobladła jak w śmierci godzinę... Marya to — Marya Magdalena — po raz ostatni przybyła w strony te, może nie z ciekawości — ale z pokuty — i wstępuje drżącą nogą