I głosy mrąc zbliżają się ku niej a ona słucha i myśli, że aniołowie modlą się pod ziemią, lecz to trwożna gromada apostołów i uczniów Messyasza, co w to groby przed światem się chroni — a przy pochodniach tu modły odprawia — i chór milknie — a w piersiach milionów echem wieków wieki odbija się myśl jego!
Jeszcze nos — noc głucha w głuchej bezbrzeżnej pustyni — przygniata ziemię ciężarem ciemności swojej — wielka jaskinia tonie w czarnym cieniu — a czerwona zorza przez otwór wpada coraz rumiennej — to krwi koralowym blaskiem — to purpurą wschodu — i pierwsze złote promienie łamie na głazach omszonych — oto krzyż z dwóch gałęzi złożony — pod nim trupia głowa się bieli i grobowo śmieje — a oto na ziemi na łożu z mchu zielonego leży uśpiona — snem aniołów — cudna niewiasta o — snami snów śnisz piękna pustelnico? — włosy twoje okryły cię przed chłodem i wzrokiem poranku fałdy szaty błękitnej od piersi twojej cichą harmonią zlewają się ku ziemi — oczy twoje przymknięte patrzą na świat inny — u nóg twoich dziki lew się rozciągnął ułaskawiony wzrokiem piękności twojej — ale oto wznosi się jej głowa — dziki krzyk orłów pustyni zbudził ją — usta smętnie się uśmiechnęły — zapadłe niebieskie oczy otwarły się z wolna i patrzą w ciemność — a widzą z dala czerwony blask zorzy porannej — noc jeszcze! słońce daleko w pochodzie swoim — ranek pustyni niestrząsnął jeszcze rosy z kwiatów dzikich — ni z piórek ptasząt — ni z listków powoju, co jak wąż spiął się u wchodu na głazach pieczary — i liściem zielonym odbija o szkarłat widomego nieba... ale Marya Magdalena usnąć już niechce — siadła na mchów pościeli — a schylona dumała długo — gdy poranek rozpędzał pierwsze ciemności nocy...