Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/116

Ta strona została przepisana.

Gdy myśl sieroca sokoli po niebie
I z serca zródli piosnka zatęskniona!...
Arfo! nim matka ma odda mi ciebie
Ja moje gwiazdki policzę na niebie!
Drzewo me w puszczy, co nad zdrój się chyli
Upadnie w fale — ich łzami w tej chwili
Podmyte — jako ojciec na swe dziecię gniewny
Czując łzy na swych stopach schyli się doń rzewny
I dzieciństwo... dziewiczość... w blasku swoim cała
Z pod ojców mych strzechą cienia!...
I widzę dom ten cichy — i przyjaciół koło…
Na kolanach Rachelle składam jasne czoło
A ona w jasne włosy kładąc róży kwiaty
Usypiała mnie piosnką — szląc myśl w inne światy...
O! ptaki — wspomnienia!

To znów — pod moją figą leżę zadumana
To w niebo goniąc okiem — to po ziemi mojej —
Co w łąk i zdrojów szaty przedemną odziana
Mej — wiośnie się roztacza — w szatach wiosny — swojej!
Widzę ten cichy wieczór... kiedy nad górami
Coraz niżej zapada złotym kręgiem słońce
Niknie w czarnych obłokach — strzała promieniami
I coraz słabiej blaski sieje konające
Aż zgasło — między skałami!
A tam — z za gór nów drżący wschodzi nad wodami
Tysiącem głosów żabki skrzeczą w cichym stawie
Gdzieś na łąkach pastuszki z rzewnemi fletami
Nucą piosnki ze mgłami płynące po trawie…
Ozwał się pierwszy słowik — za nim chór zanucił
Tak błogo — tak spokojnie — jakby piórka rzucił
A tam pieśnią słowiczą kwiląc nad gwiazdami
Był myślą moich marzeń... z dzieciństwa czarami...

W dali z spokojnem czołem postać Symeona
Tęsknota pali dusze, gdy w przyszłość pogląda,