Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/118

Ta strona została przepisana.

Tyś dał potęgę w pokutnej żałobie,
Dał samej — w imię twe — już nieżyć sobie —
Bo od tej chwili, gdym Ciebie ujrzała,
Duch samotności zapragnął tajemnie
Ku samotności myśl jak liść zadrżała,
I ukochałam puszczę — niedaremnie!...
O tych drzew kilka kocham — i tę ciszę
To źródło — co tam wylęga się w górach
I gdy ku grocie spada w skał marmurach
Szmer jego wieczną pieśnią — mile słyszę
Ta pieśń tęsknotą duszy mej kołysze...
Tam — śpiewy piane! tam — rozkosze ciała
Tam przepych życia — bluźnierstwo i duma,
Te — cisza głucha — urocza — wspaniała
Tu głos wieczności urąga próżnościom
I depcze zawiść olbrzyma stopami —
Tu z gruzów dumy wyrasta zaduma
Jak palma w niebo leci ramionami
Hymn przebaczenia nucąc świata złościom!...
I w chwili kiedy twój chór archaniołów
Śpiewając niósł cię skrzydłami sokołów
Co były śnieżne i rosą błyszczące
Rosą, co oczy spłakały wierzące
Acz niewidzące...
Myśl ma niemogąc w niebo lecieć z tobą
Uszła w dzicz pustyń z tęsknoty żałobą
I tu sama w puszczy skałach
Po zdąsanej burzy szałach
Gdy duma w wielkiej ciszy nad sobą w żałobie
Mistrzu mój, tęskni, duma, i płacze — po tobie!...
O! czy ty myślisz, że ja dla twojego nieba
Kocham Cię!... o nie! przebóg — dla Ciebie! dla Ciebie,
Choć całą wieczność cierpieć w twe imię by trzeba,
Cierpiąc z tobą — w twe imię — ja już jestem w niebie
I twych cierni ból
To mych bolów król,
Jego bolem rozkosz czuję,
Szaleję! miłuję!...