Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/121

Ta strona została przepisana.

Z głębi wyziera — ciałem w wodach zniknął
I znowu zapadł — księżyc igra w fali
Znów błysła... patrzę — twarz trupia w oddali
Przez usta woda już się wlała zdrojem,
Oko — śmiertelnym — szkliło już poznojem
Twarz tę — widziałam!... sina — jak twarz kata —
Znam ją! — dłoń podać chciałam, któżby wierzył!...
Wołam... to głowa Pontskiego Piłata
Z wody wyjrzała — zbliżam się — już nieżył!
On się w te fale strącił po kryjomu
Wśród bogactw świata zagryzło — wspomnienie!
On tak jak Judasz uszedł z swego domu,
By w głębiach — z sobą utopić... sumienie!
Zginął jak Judasz — choć Judasz cię przedał
A on się tylko — nieoparł... dla Ciebie…
Winny jak Judasz — bo cię zbrodnią wydał
Acz umył ręce — czuł krew twą w swym chlebie —
Kto czuje prawdę a prawdy niebroni,
Ten ją zabija i zdradza nikczemnie,
Ten ją z katami wspólnie — stojąc — goni —
Kto dla niej głowy swej pod miecz nieskłoni,
Biada! a ludzie — ludzie! o! daremnie!
Pojąć ni podnieść się niebędąc w stanie,
Nie uwierzyli — w Boga zmartwychwstanie!

Leciałam dalej — księżyc znikł za chmurą
Las nikł wśród nocy — a góra za górą
Leci — związana kamiennym łańcuchem —
Jak duch braterstwa z narodowym duchem
I na szczyt góry gór wbiegłam... tu staję —
Pierwszy świt słońca trysnął po nad światem
Pod gór stopami puszcz skaliste kraje
I morze piasków z koralowym kwiatem...
Tak cicho w koło — ni śmiechu, ni płaczu
Tylko nademną gdzieś ptaszyna kwili
O tam samotnie siądź ducha tułaczu,
Tam poznaj siebie! dumaj — aż do chwili,
Gdzie los twój w bólach wreszcie się przesili,