Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/123

Ta strona została przepisana.

Biedny łuczniku? zagnany w pustynie!
Twa czaszka niech mi wspomina — człowieka!
We mnie niech patrzy rozdarta powieka,
Wspomina wieczność — zanim świat przeminie!
I trupią, głowę obmyłam we zdroju,
Krwi jej ostatki z falą popłynęły
Jak me wspomnienia, co do świata lgnęły —
I zeszłam do tej w mchach i bluszczach groty
Padłam odpocząć — w tak błogim pokoju
Jak niegdyś... niegdyś!... w dzieciństwa wiek złoty
Iż dwóch gałęzi krzyż twój... mistrzu boski!
Złożyłem w święty kształt tajemnej zgłoski
Co jednym znakiem słów zawarła słowo
A ciało słowa okryła połową!
I na kamieniach gałęzie krzyżowe
Wsparłam... a ku nim spięłam bluszczów zwoje,
Pod nim złożyłam białą trupią głowę
A pod nią czoło — spiekłe czoło moje!...
I w mchu zieleni — pod ten krzyż w cichości
Gdy złożę czoło — dziś na tym kamieniu
Mistrzu!... to widzę tę chwilę przeszłości,
O! chwilę boską — zapału! miłości!
Kiedy tak niegdyś skroń o drzewo twoje
Wsparłam — ostatnią krwi kroplą oblana!
Krwią tą obmyta! zbudzona — wybrana! —
O kiedyż — kiedy ojcze mój Jehowo,
Weźniesz mą biedną — mą stęsknioną duszę
Na łono twoje — kiedy pieśnią drżącą,
Dasz mi znów twoje głośno opiać słowo
I czuć skończone braci mych katusze?...
I nic niekocham — niewidzę prócz Ciebie —
A w tobie kocham zmarłe ojców kości
I myśląc o nich — myślę, żem już w niebie
Pancerna duchem od tych świata złości!...
Twe słońce wstaje — i ptastwo zbudzone
Radośnym krzykiem wita zorzy lśnienie,