Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/124

Ta strona została przepisana.

Wiatry cię chwalą z morza przybłądzone
I ja Jehowo — patrząc w te promienie —
Acz nic swobodnym — szmerem palmy rzewnej,
Co się w łzach rosy modli w pieśni śpiewnej...
Módlcie się za mną wy Cedry pustyni!...
Już wstaje słońce nad pustyń przestworzem,
O wy! nad piasków wyniesione morzem
Liści powiewem — których nie niewini
O szepczcie w rosie porannej Jehowo!...
Przebacz twej Maryi! dziecięciu smutnemu!...
Bo dni jej gorzkie jak piołunu zioła...
Wzrosłe na grobach, które mija pszczoła!...
Me serce młode — jak ołtarz, na którym
Zgasł dawno płomień w rozpaczy objęciu
I dym po polach zwlókł się tłem ponurem
Ach ofiarnemu miłość ma jagnięciu!
O na to słońce! na te w rosie zioła,
Patrząc, cię wielbię i uchylam czoła
A myślą lecę jak skrzydłem anioła!...
O! wszystkie gromy i męki katusze
Wymierz w pierś moją ojcze mój w tej chwili
A wyzwól braci bolejące dusze
I w hymn dziękczynny duch mój się rozkwili!...
O drżę ku tobie!... o tęsknię, ty w niebie
Ojcze! krzyk duszy niech leci do Ciebie!...
O żyję, smętnie — lecz kocham i wierzę!
Ze matka moja... wstanie! umiłuje!
Z jej dłoni arfę moja dłoń odbierze!
Mistrzu mój mistrzu! jak duszy mej błogo,
Śpiewać pieśń życia w godzinach milczenia
Acz niesłyszanej, wołać, od nikogo
I zaklnąć tajnie — twoich gwiazd sklepienia!
Bo oto widzę krzyż twój na Golgocie
I od ich zbrodni gwałt kajdan — mord cnocie!...
Lecz biały gołąb — o! spływa skrzydłami
I siadł na krzyżu nad sennych głowami...