Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/151

Ta strona została przepisana.

się rozsadzać pierś a na ustach zamarły uśmiech mówić: to orzeł!... ma on na czole wicher Mochnackich, uśmiech Juliuszów, a wyraz partyzanta Polskiego z roku: 1863! to poeta czynu – ziarno, które Polska rzuca w wiek dziewiętnasty – jako sprawa Chrześciaństwa – i ludzkości, pokoleniom pokoleń, by wstało z słońcem nowej ery! – – Dzieckiem – dumną sierotą pójrzał kilka razy na gwiazdy, rozpłakał się dziko, kiedy drzewa szumiały o krwawym zachodzie słońca – potem przypadłszy do kurhana Polskiej ziemi, całą treścią życia krzyknął jak orzeł o wschodzie słońca: matko!... i to był szlub jego z Polską, i ideą ludową!... kiedy raz na korytarzu klasztornym padłszy na kolana rozpłakał się nad bolami zranionego i ukrzyżowanego Chrystusa – po chwili boleści zerwał się i krzyknął «to Polska!...» a widząc w kościele posąg zmartwychwstającego, znowu «to Polska!...» zawołał w sobie – ale nam pierwej ginąć z pracy – by grób jej pęknął słoneczny!... odtąd życie jego jednym trudem czynu, jednym emisaryatem – błękit niebios mu dachem, Polska rodziną, zawsze gdzie indziej, a zawsze wszędzie, w różnych strojach – a zawsze on! ... wśród wszystkich warstw – Mamką jego była poezya, matką demokracya, ona wykołysała go śpiewając o mękach i przyszłości ludu, że płakał dziko wznosząc pięści ku niebu, czemu się z ludu nie rodził – lud był jego ideałem!... przyjaciółką duszy której był zawsze wierny, była mu burza wiosenna, jego zwierciadło – a matką chrzestną była mu rewolucya, marzeniem jego była szubienica – nad Plutarchem szalał z rozkoszy a na dziejach ojczyzny ostrzył serce jak miecz na głazach Wawelu!… pierwszą miłość, co piekłem rozkoszy rozdarła mu pierś młodą, poświęcił «Ojczyźnie!» ... a uroniwszy parę łez krwawych nocą, i parę piosnek, co poszły w lud nieznane, postacią kochanki rzucił o skałę ołtarza narodowego, i z milczeniem Prometya, pociągnął jak ptak błędny aż się stał – kapłanem krwawej ofiary w narodzie walczącym za ludzkość, w narodzie szeregowców szeregowcu, nad Bruta zwątpieniem płakał, a Napoleonów z kościanką zwąc szatanami pychy, niewierzył tylko w oszukaństwo ich dla nas! – głodny, ukryty – nędzny wędrował z propagandą swoją, omdlewał pracą, bronił się z wszystkich sił sępom zwątpienia i żmijom pokus ludzkich,