chwilę nad wieżarni Notre-Dame. – – Typowi temu można wiele zarzucić – ale niekochać go?... nie można! – a teraz z salonu, wróćmy na mensę anatomiczną – oto inna jeszcze niewesoła postać – człowiek, który się pierwej szlachcicem, niż Polakiem urodził – zdaje nam się to śmieszne! to kroi coś na kapłana, który duchowne świeckiemu zupełnie poświęcił a jednak! gorzka to komiczność, i realna, choć mamy tyle zacnej i poczciwej szlachty! Tu wytykamy karykaturę szlachectwa – niegdyś szlachcic przed wszystkiem bywał Polakiem, a w skutek tego dopiero szlachcicem, w tem cała wielkość – świętość niemal w zarodzie charakteru, z którym takie brzemię powinności dźwiga!... to cała jego Wielmożność, od Psiego pola do Wiednia – od Zawiszy do Rejtana – od partyzantki, którą improwizował Czarnecki, do tej, którą improwizował Puławski! a jeźli szlachcić lub magnat ugrzązł w błoto prywaty, naród piętnował go Wojną kokoszą i Targowicą – protestował Barem i 3. Majem. – Ale dziś spotykamy postacie – które bez cienia tych przymiotów, noszą się z klejnotem jak jemioła narodu – i siedzą w ciemnościach: jasności wielmożnej jak feudalne puszczyki w dawno rozwalonych wieżycach, nieużyteczne i nieszczęśliwe. Oto ciało takiego człowieka! niemógł strawić, że już Bogu dzięki niewszystko od szlachty zawisło, i niewszystko nią stoi, że zatem od jej błędów ludzkich jedynie już los kraju niezależy, bo wypadki dowiodły, że się wytworzył stan trzeci, i że lud kiełkuje ... Ludzie tacy w naiwności ducha są w stanie dowodzić, że stan ludu pogorszył się od czasu, jak zdechła Furya pańszczyzny! nie do uwierzenia! są, którzy syna ludu śmieli zwać dzieckiem nieprawego łoża – na taką, bezczelność niech dumnie każdy syn ludu poczuje się w godności swojej, i uczci swoją siermięgę – a jeźli zasługą dawność pochodzenia (!) toć nieco dawniejsze pochodzenie syna ludu! ... Taka szlachta, która sądzi, że nią tylko naród stoi, petryfikuje się w głupocie i egoizmie swym, jak przedmieście S. Germain. Coby dziś, kiedy ci ludzie odeszli ojczyznę dla tego, że nie oni na czele, coby dziś było z tą Francyą, gdyby lud i stan trzeci w niej się niebył wyrobił? takim ludziom klątwą, ich własne strute zasady, takim społeczność obecna i potomna odpowiada jak mąż
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/157
Ta strona została przepisana.