to ciało młodzieńca pacholęcia sercem, białe — wiotkie ciałko — snać była w niem dusza — na tem czole wysokiem myśl się rozlała — wieczną tesknotą — oko długie — rzęsy i brwi czarne jak gdyby węglem znaczone — suchoty — suchoty panowie!... dziś o nim nasz odczyt — prócz robaków ich trumien mało kto u nas wie dzisiaj o naszych artystach — nim robacy obwiją twe ciało i szkielet rozpadnie się w prochu, powiem dzieje twego ducha o dziecię, zaklnę całą boleść i piękność, która rozlała się w śmierci twojej… śpij, śpij młodzieńcze! ja tylko powiem boleści i natchnienia twoje, co inaczej śnią się dziś tobie — ja pokażę tylko twoje młode i rzewne serduszko co biło pod siermięgą, nim je struła gąsienica świata — jak pączek wonnej róży — uśmiech twój pierwszy i łzę twoją ostatnią, co jak perła pójdzie na różaniec Bogarodzicy! — odejdź teraz bedelu — wrócisz, gdy zadzwonię. — Ale zlej mi jeszcze ręce wodą, bo bardzo pokrwawione... Ergo panowie...