Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/161

Ta strona została przepisana.

zaśpiewał, zagrały zdroje, zajęczały dziewicze trzciny stawów – a kwieciste doliny drżą, girlandą, motyli, co upiły się rosą ich ocząt ... Jakaś woń wiosny wieje skądsiś i odradza wszystko – z piersi nawet nieszczęśliwego człowieka dobywa cichą łzę ulgi, jakby mu ciężar spadał z chorego serca – rozrzewnia pieśnią rólnika i fujarką pastuszą, co płacze wieczorem tęknym i staje łkając u każdych wrót – a w dali nad wzgórza i lasy błyszczy modry łańcuch karpat i odrzyna się od błękitu niebios – szum wiatru kołysze – trzcinami stawu i jękiem dzwonu mdleje nad jego fal zwierciadłem otoczonem kołem starych wierzb lub lip prastarych – w dolinie rozsiane wśród zieleni czernią gęsto chaty wieśniacze, kurne, wleką nad dachy obszarpane i mszyste srebrnym dymu obłokiem – jedna na drugiej tak zbite – a środkiem jak matka w roju pszczół czarna, prastara cerkiewka, omszona i pochylona, miga w słońcu krzyżykami trzech kopuł nad stawem, i co rana dzwoni po rosie, i co wieczora za umarłych i kto niesłyszał jak grają tęsknie płaczące jej dzwony, co wykołysały i opłakały tyle pokoleń, ten niewie, co głos tęsknoty i czem tajemnice ducha dumki – ona modli się i dzwoni, aż rosą zapłaczą drzewa i kwiaty, gdy anioł Pański przelatuje nad spoczywającą wioską i niemym cmętarzem, co zdaleka od niej czerni krzyżami na mchu i ziołach – wśród falistych mogił, sosen zielonych, i brzóz o rozczochranych warkoczach jak płaczek boleści – tam krzyże powywracane - krzyk kruków od boru dochodzi, bieleją kamienie i czaszki – a na mogiłach czasem wśród fijołków uwite gniazdko słowika ... pod krzakiem polnej róży. – A tam na wzgórzu, dąbrowa starych dębów rozpostarła się i szumi uroczyście opodal wioski nad wielkim stawem zarosłym szuwarem. – W las bieży wśród traw ścieżka kręcona i gubi się wśród paproci i łamie w lesie – tą ścieżką idą dwaj młodzi podróżni spocząć w cieniu starych dębów – im więcej w las, tem więcej drzew – i tak idąc gdy chcieli już usiąść, ujrzeli wśród krzewów nizką obdartą chatę obrosłą mchem i bluszczami – była to cudna – ukochana nam, Polska chata, Bogiem sławiona, w całej nędzy i prostocie swojej – taka, w jakiej najlepiej bywa Bogarodzicy na ścianie a Bogu w duszach ubogich – parę ścian z chrustu zlepionych, dach ze strze-