Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/168

Ta strona została przepisana.

i chłopiec zerwał się zarumieniony, klasnął w ręce z krzykiem: Ona!... i zaczął twarz tę całować i głaskać rączkami, szczebiocząc jak ptak gdy słońce mu zabłyśnie. – Tak, to twarz twojej matki moje dziecię – rzekł pleban który stał się za nim – Bóg pobłogosławił duszy twojej niewinnej i dał ci odbić oblicze twojej matki, co się tam modli za tobą – będziesz malarzem mój chłopcze – może będziesz artystą, ale to droga daleka bolesną. – pójdziesz, jeżeli Cię Bóg powoła – masz lat trzynaście – jeszcze wiele czasu i pracy przed tobą. – Chłopiec zdziwiony podniósł smutne błękitne oczy na plebana; niewiedział czemu serce żywo zabiło mu jak nigdy dotąd – pleban rzucił już w umysł jego pierwsze iskry oświaty – ale w ten [1] sposób raz pierwszy się odezwał – chłopcu łzy rzuciły się do oczu, chciał coś spytać – w tem w cerkiewce dzwony wieczorne tęsknie się rozjęczały nad polami i starym stawem, słońce zapadało za smugą Karpat – głos rozbrzmiał się tęsknie nad wioską; konając gdzieś w lasach i po wzgórzach gdzie drugi dzwonek w drugiej wiosce odzywał się ku niebu i tak z końca do końca po ziemi naszej – po całem Chrześciaństwie – harmonią rzewną grają wszystkie dzwony ziemi, jęcząc i modląc się bolami ludzkości, co wieczór, wzlatując w niebo jak wybawione dusze i drżąc w drodze dźwiękami połączonemi z opadajacą rosą wieczoru – z wonią kwiatów i promieniem konających świateł wieczoru. – Tak jęczał dzwonek cerkwi wołając:

Anioł Pański –


a anioł pański w tej chwili posuwał ręką trzynastoletniego chłopca – i pleban rzekł: Tadziu, pomódl się za duszę twojej matki! – i ukląkł wraz z chłopięciem a po modlitwie wrócił do swojej izby a chłopiec siołem i polami, ulicą starych lip poleciał sam niewiedząc kędy – aż tą ulicą zaszedł – na cmętarz wiejski rozłożony w polu nad wielkiem stawem porosłym szuwarami, z których gdzie niegdzie wyglądały błękitne wód zwierciadła – opodal cmętarza w polu stał dąb prastary, samotny – olbrzymi – mógł on pamiętać dni Grunwaldu – rozrastał się w dwa olbrzymie konary i szumiał jeszcze bujnym liściem epopeję przeszłości jak Homer drzew – wnętrze jego było przez czas zupełnie wydrążone, tak, że

  1. Przypis własny Wikiźródeł W druku „tem”, ale zdanie „ale w tem sposób raz pierwszy się odezwał” nie ma sensu, i jest to zapewne literówka od „ten” i „ale w ten sposób raz pierwszy się odezwał”.