niewiesz za czem. – Aleś błogosławione o dziecię i Bóg Cię kocha – bo wcześnie dotknął Cię cierpieniem – zabrał Ci matkę, którą sam miał aż do śmierci. – On sam będzie ojcem tobie! ... niepytaj o tych szczęśliwych, co się tam śmieją, choć będziesz łaknął, nieoddałbyś potem jednego ciernia twego za ich wesele – patrz jakie niebo niebieskie!... jakie gwiazdy jasne! tam popłyniem kiedyś!... ale wtedy zrywał się z ziemi sierota – jakaś trwoga ze zmierszchem ogarniała mu duszę, jakby ją kto ścisnął ręką żelazną – uciekał gościńcem, zdało mu się, że go coś goni – i tak zalatywał na plebanią – gdzie usypiał na sianie wonnem jak jego pacierz wieczorny ...
Zapada cisza wieczoru – konają ostatnie jęki dzwonów cerkiewnych – rosa opada na kwiatach mogił cmętarza – a słońce schyla się ku niebieskim górom – na cmętarzu cisza – tylko nad jedną mogiłą stoi jak smutny anioł – młoda dziewczyna z wieńcem niezapominajek w ręku – postać jej smukła i biała – długie ciemne włosy aż nadół opadają w kosach po wiotkiej szyi – a oczy niebieskie, których wzrok sokoli jakąś tęsknotą omglony i pełen boleści aniołów – patrzą na czarny krzyżyk z niemym smutkiem – ręce jej opuszczone, ale oczy podniosła ku niebu i wieniec niezapominajek jęła zawieszać na krzyżu, na którym napis: « bądź wola twoja » – i jeszcze niezawiesiła go kiedy głos świeży, drżący: I ty tutaj nezabudko!... ozwał się za nią – i jednym skokiem stanął przy niej chłopiec nieśmiały i zd[z]iwiony – pierś mu drżała jak nigdy dotąd, i twarz miał czerwoną jak róża. – Dziewczę zbladło, krzyknęło głośno i upuściło wianek na trawę – drżąc rzekło: I ja sierota!...
Będzie nas dwoje, to niebędziem sierotami, wyjąknął drżąc chłopiec i patrząc na jej spuszczone oczy. –
Nieraz ją widziała zdala, jak tu siedzicie smutny, to dumałam sobie, uplotę ten wianek matuli twojej. – Chłopcu łzy się skręciły w oczach – jak dwoje skrzydeł podniósł ramiona – objął ją i całą silą przytulił do siebie – jakaś rozkosz dzika niebiańsko rozsadzała pierś ich – a usta i oczy