Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/172

Ta strona została przepisana.

– i psu tak dają – toć z psem go jadam, bo do nikogo więcej niemam się przytulić – on się łasi a ja go głaszczę.
Ja! ja! zawołał młodzieniec – i tulił ją; do siebie – drżącą i spłakaną – a zgarniając jej włosy z bladego czoła, rzekł: słuchaj Nezabudko! ... przychodź tu, co wieczora z takim wianuszkiem, będziemy się tulić do siebie, i mówić o niebie, o matce – o Panu Bogu – ty kochasz Pana Boga?…
O bardzo!... odrzekła składając rączęta!... i nieraz płaczę nad nim, że go ludzie tak strasznie przybili do krzyża… on mnie nieopuści ale kocham go nie zato, że mnie chleb daje, lecz, że stworzył takie niebo z gwiazdami i miesiącem – takie drzewa i kwiatki, że się raduję sama niewiem czego – ja tak lubię patrzeć na to niebo, gdy już; skończę robotę a dzwonek od cerkwi zadzwoni, to siadam na podwórzu i patrzę jak słońce zachodzi za góry – ot – tak jak teraz. –
Nezabudko!... to i ja tak!... zawołał Tadeusz – i ja tak lubię o Panu Bogu słuchać i o aniołach jasnych, jak każe pleban, i jak Pan Bóg świat stworzył. –
Co to świat?
Świat? – to ziemia i niebo razem ze wszystkiem, i dobre i złe – i ładne i smutne i ciemne i jasne, dziewczyno – a na tym świecie każdy ma anioła stróża!...
I ja mam? spytała Nezabudka! O! tom nie sama!
Nie! nie! odrzekł prędko chłopiec – ale go nie widzisz choć on przy tobie, ale ty mnie nieprzestaniesz lubić choć masz anioła stróża, rzekł patrząc jej niespokojnie w oczy. –
O! będę do śmierci! wyrzekła – gdy będę zasypiać, poślę ci anioła mego na dobranoc...
A ja tobie mojego!... i milczeli znów długo – poczem rzekła Nezabudka – mróz mnie nieraz przechodzi, że mnie po śmierci zakopią; w takim ot dole ... zagrzebią w ziemi – a tam tak ciemno – duszno! ... tyle gadzin – o straszno mi! ... i tuliła się do niego. –
Ale dusza twoja nieśmiertelna poleci tam daleko – do Boga i nigdy nieumrze – tam będziem razem – bo ludzie nieśmiertelni! ...
Nieśmiertelni – powtórzyła i westchnęła głośno, a w tem