Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/175

Ta strona została przepisana.

Warkocze od jej łona
Aż po ziemi się wlekły ...
I po brzozie zanucił
Ptaszek dzióbkiem zroszonym
A po niej – któż się smucił
Na wzgórku - na zielonym!? ...

i echo porywało ostatnie słowa – a chłopiec łkając, głośno całował długie warkocze dziewczęcia, co umilkło nieme - i milczeli długo – po czem rzekła - niesmućcie się tak zawsze po matuli, bo mówią, że to szkodzi umarłym, słyszałam o tem dziwną powieść na wieczornicy, i kiedy noszę wodę w konewkach od krynicy do chaty, to składam sobie z tego i śpiewam taką piosenkę:

Trzy doby jak mateńka skonała!...
Trzy doby Marysienka płakała!...
Świeci słonko – świecą gwiazdy oj! świecą,
A z jej liczka łzy lecą – oj! lecą! …

Aż na czwartą noc śni się mateńka
Jak dźwiga pełne wiadra dwa wody,
W pocie czoła je dźwiga i stęka,
Aż krwią blade nabiegły jagody!...

Matko, matko, pyta Marysieńka –
Co tak dźwigasz, o daj, daj ulżyć sobie,
To łzy twoje, odrzekła mateńka –
Łzy, coś na moim wypłakała grobie!...

Niepłacz, niepłacz o dziecię me lube,
Lecz żyj w pracy i trudzie, o moja!
Pracą dziecię zabędzisz twą zgubę
A mateńka będzie z tobą twoja!...

Nezabudko , ja kiedyś to wszystko farbami wypiszę!... o! gdy się nauczę w mieście ...
W mieście! ...