Do końca! do końca!...
Mimo szyderstw i nędzy, zwątpień i pokus – ?
Do końca! do końca!...
I żadnego miana nad miano artysty nieprzełożysz. – Pogardzisz dla tej korony wszystkiemi blaskami ziemi – a sztukę ukochasz nad wszystko, choć sam zostaniesz sierotą; z sercem pękającem?...
Do końca! do końca!... jęczał jak łabędź w skonaniu chłopiec z ogniem źrenić , co zdały się iskrami pryskać – wtedy kapłan rzekł: więc idź pod krzyż ten niewinna duszo! lecz bądź jak dziś godzien twej drogi, bo tylko krok od szczytu do szczytu do otchłani – i kląkł przy dziecku – którego niewinną szatę ze czcią; ucałował – bo dziecię było jeszcze z tych, których królestwo niebieskie – których kto zgorszy, wart kamienia u szyi – które kto rozczaruje lub wiarę im wydrze, zbrodnię zbrodni popełnia i niewart nawet – kamienia ni głębokości morskich. – « Chrystus, rzekł kapłan, umiłował twą duszę, kiedy Ci nieumiejącemu dał twarz swą wydumać ... » To wasza nauka! rzekł chłopiec całując rękę kapłana – wczoraj kazaliście tak cudnie jak Pan Bóg złożony był do grobu – a trzeciego dnia zmartwychstał – tak i my zmartwychwstaniem – i ojczyzna... to Polska!... Kapłan łzę otarł – ziarno jego schodziło bujnie. – Tak moje dziecię – ale na rękach i nogach niedałeś ran jeszcze. –
O! niemogę! niemogę zranić tego ciała świętego – on i tak tyle cierpiał – jabym go ranił – niemogę ojcze! nie. –
Trzeba moje dziecie ból ten natchnieniem Bóg ci odpłaci – niedługo wielki Piątek – położym to płótno na boże groby – a ludzie modlić się będą: przy niem i stawać się lepszemi od modlitwy – dokończ – każę tobie. –
Chłopiec z lekka poczynił ślady gwoździ na rękach i nogach Zbawiciela – po czem zapłakał i zadumał się długo i rzekł! patrząc przez łzy na zbawcę – to Polska!... o gdybym mógł choć iskrę życia wlać w jej piersi!... Ojcze! ojcze!... daj mi ten kielich goryczy!...