aż ciężko od korali i paciorków jakby odwróconą tęczę upięła, na jej ręku dziecina z jabłkiem świata, którem dławią się mocarze ziemi, dziecina boska błogosławi światu rączką poczerniałą od czasu i pocałunków. – Cerkiewka wpółotwarta – dziś wielki Piątek – na środku leży na podłodze rozkrzyżowany, krwią oblany – w cierniach zelżony – zbawca świata – do dnia trzeciego – u Jego głowy pali się lampka szklanna, a dalej na stopniu ołtarza rozłożone długie płótno – na niem malowany Chrystus złożony po śmierci. – Ciało rozciągnione boleśnie – ręce leżą spokojnie, wyraz boleści rozlany na twarzy czarnemi otulonej włosami – co spływają z pod wieńca cierniowego. – Cicho śpi Pan Jezus – a w koło klęczą wieśniacy w modlitwie, kilka niewiast z dziećmi, stary wieśniak i kilkoro młodych chłopiąt z złożonemi rękoma, modlą się rzewnie i patrzą miłośnie w bohomaz zrobiony bez nauki i pojęcia, lecz przeczuty do oczów ludu – i lepszy jednak instynktowo od bohomazów cerkiewki. – Pod Chórem stoi w milczeniu młody malarz; jego głowa podniosła się w myślach, długie włosy opadły na szyję – a oko tonie w górze, kędy marzy nowe kształty dla duszy swojej ... a przez szybki ołowiane cerkiewki promień słońca strzelił i padł nad jego głową, otaczając mu smętne czoło – a drugi rozlał światło po tle obrazu, gdzie na leżąceni płótnie spoczęła po raz pierwszy jego myśl kwiląca w kolebce sztuki ...
I cicho było w cerkiewce, tylko promienie gromnic drgały i szmer modlitwy włościan jak szmer fal ulatywał w górę niemą harmonią, z ust prostych, których niekalało przewrotne słowo ani samowiedza złej woli. – Wtem wbiegła do cerkwi – blada dziewczyna ubogo, ale bieluchno odziana – była bosa i nic prócz białej Koszulinki, dymki czarnej i chustki białej na główce niemiała – włos jej długi spadał kosą na ramię a niebieskie oko pięknie choć tęskno patrzyło – gdy doszła do środka cerkwi gdzie u ołtarza leżało płótno grobu, oświecone słońcem – krzyknęła nagle: o mój Jezu! ... i przypadła jak ptaszę całując nogi krwawe, a z tem wrażeniem klękła do modlitwy, złożywszy naiwnie rączęta na piersi jak aniołek Perugina – tu poczuł stojący w dali młodzian, że mu zadrgało serce i łzę otarł z powieki, czuł pierwszy tryumf artysty, tę świętą chwilę
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/182
Ta strona została przepisana.