Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/183

Ta strona została przepisana.

która ziemię w raj ramienia, i staje za długie ciężkie koleje pielgrzymki życia – widział, jak przed wymodlonym obrazem jego klękła do modlitwy z krzykiem zachwycenia, składając rączki na pierś – jego kochanka – on wtedy szczęśliwy modlił się do niej modlącej się gorącą wiarą, co góry przenosi! widział jak gromadka ludzi klęcząc modliła się i wzdychała do tych ran zbawiciela instynktem, o dzień jego królestwa na świecie przyjść mający – i było mu jakoś błogo w sercu. – O! wy, którzy w nic niewierzycie lub w to, co sobie sami sklejacie, bo w was bóztwo zamarło, co nie raz gwiżdżąc z pogardą depczecie ziemię wiosek swoich ubożuchnych, miejskich murów zgniłe pigmeje, przywykłe do sybaryckiego delektowania się fotografiami wielkich arcydzieł mistrzów, przy czarnej kawie, które podziwiacie na zimno, dziwiąc się i rozumując, przypisując mistrzów duszom to co im się nie śniło, twory bez duszy, o których pytamy się stwórcy czemu stworzył muchy, komary i was na świecie? szanujcie prastare bohomazy biranckie po cerkwiach – i Chrystusów po drogach i kapliczkach bolejących – tak malował święty Łukasz nieznając rozumem estetycznych reguł – takim jest ikon Częstochowski; zostawcie jeszcze ludowi jego bohomazy, on ich jeszcze potrzebuje – inne by do niego nietrafiły, jemu lepiej z niemi jak wam z galeryami, po których przesuwają wasze szkielety! – Cicho stoi Tadeusz, promień słońca drży mu jeszcze nad głową – w koło swego obrazu patrzy w garstkę, co się modli – ale on z radości nieczuje łzy w oku – jakoś mu ciężko w piersi, że nawet westchnąć nie może – dotąd mu tak niebyło – przetarł czoło – i dumał nad męką. Boga człowieka, który mu staną? jako wzór najwyższy – pierwszy i ostatni przed oczyma duszy. – Z wolna rozeszli się ludzie – sama Nezabudka została – modliła się jeszcze i niewidząc Tadeusza, spuściła głowę, patrząc na obraz niemo z uśmiechem boleści i myśląc – gdybym choć jedną ranę wziąść tobie mogła! – tu niewidziany zbliżył się i ukląkł przy niej i szeptnął Nezabudko! ... to ja zrobił!... Twarz dziewczyny zarumieniła się, podniosła oczy i spójrzała na niego z wyrazem spółczucia siostry po duchu – ale tak po prostu, po ludowemu, a tak naiwnie smutno, że żaden mędrzec światowy niedostrzegłby