Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/184

Ta strona została przepisana.

tego i nie zrozumiał – bo tak chylą się ku sobie tylko lilie polne strojniejsze od Salomona… a chyba anioł Pański przelatując, dziwi się rzewnie ich piękności i rosę ich duszy z całą wonią myśli wiosennej unosi tuląc pod skrzydłem przed oblicze Pana ... Kląkł przy niej i oboje rzekli po długiem milczeniu patrząc w twarz zbawcy Świata: to Polska! Polska nasza!... potem, zaszeptał chłopiec Nezabudko: tu mi przyrzecz, że mnie nieopuścisz, że mnie nie zapomnisz – choćbym odszedł daleko. – Aż do śmierci! szeptnęło dziewczę, choćbyś ty o mnie zabył – i dotknęła palcami rany Chrystusowej stopy, instynktem, bo nieznała czem przysięga… która teraz splatała dawno już połączone dusze – i tak długo klęczeli – ich głowy schyliły się ku sobie – i rzekli: Jaki Chrystus biedny – nagi – umęczony! ... i z dwojga oczu padło po łzie na rany dwóch stóp – i rany od łez tych pobladły ... Wtem w cerkwi odezwały się kroki powolne ciężkiej i wolne stukanie laski o ziemię – ode drzwi ku ołtarzowi kroczył w długiej siermiędze siwy i ciemny wieśniak – barczysty i wysoki – włos siwy długo mu opadał rozwiany wiatrem równie jak biała broda – duży miał kostur w ręku, którym tykał ziemię, nim postąpił, twarz miał dziką i dziwnie zbolałą, tak, że przybierała pozór srogości, którą cierpienia długie na niej wydeptały bruzdą Laokonową: – a krzaczyste brwi czarne jeszcze osłaniały sokole oko które zaszło na zawsze mgłą smętną – bo w źrenicy jego zgasło światło… na zawsze!... na ramieniu miał lirę « z czarodziejskiego drewna. » Niech będzie pochwalony! ozwał się do przytomnych dwojga, których namacał dwoma wraz rękami – czy tu Boży grób?
Tutaj – i Nezabudka rękę mu podała i pomogła zdjąć lirenkę plecy obarczajcą – bo był to lirnik wioskowy – choć nato niepatrzył – lirę złożył u stóp Jezusa – i kląkł się pomodlić cicho i dziwnie zadumał się – a promień słoneczny ozłacał te trzy postacie klęczące u grobu przyszłego zmartwychwstania – lirnik wstając rzekł: Ciemny jestem – dobrzy moi, połóżcie mi rękę przy ranach Jezusa, bym je mógł ucałować. – Nezabudka ujęła dłoń jego i złożyła przy zranionych stopach zbawiciela – które niemo i długo ucałował – a ustami zcałował dwie łzy ich na płótnie jeszcze drżące jak rosa po-