Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/186

Ta strona została przepisana.

wieją zkądsić w jego duszę … lica jego uśmiechnęły się jakąś pogodą czy odblaskiem pogody ...

TADEUSZ.

Nezabudko! ... malarz by lepiej nieułożył tych kwiatów.

NEZABUDKA.

Oj tak! ... we wsi nazywają; mnie durną Rózią, ale choć się zemnie śmieją, że niechodzę na muzyki, oni tak kwiatów nieuplotą: matce bożej, ona też kocha Nezabudkę sierotę! ... będzie już bławatków, daj parę kłosów i dwa maczki, teraz dzwonek polny – tak – a teraz traw, by związać wianek. –

LIRNIK.

Jakie kwiatki uplatasz, dziewczyno? ...

NEZABUDKA.

Bławatki – niebieskie kwiaty, jak niebo. –

LIRNIK.

O! ja już nieba nigdy nieujrzę! ...

NEZABUDKA.

Biedny! dałabym Ci oczy moje – żebyś ty choć raz mógł widzieć to słońce, jak wschodzi i gwiazdy, jak błyszczą.

LIRNIK.

O! ja je czuję, dziewczyno! dumam i czuję te gwiazdy, jak skry ... jak pająki, przędą tam w górze do końca świata.

NEZABUDKA.

Zagraj nam na lirence – słuchałabym dzień i noc – dumkę o Katarzynie – płakałam od niej, tak mi tęskno było. –

LIRNIK.

Oj! same smutne piosnki gram – bo smutne te dzieje – oj! smutne! (i począł stroić lirę) czy już późno?...

TADEUSZ.

Schyla się słońce. –