Lirnik westchnął, mruknął coś i jął przebierać palcami po jęczącej lirze, jak gdyby cierpieniami ludu jęczała – a nezabudka założywszy ręce, słuchała plotąc wianek i biorąc kwiaty z rąk młodzieńca, gdy stary lirnik [u] stóp Bogarodzicy pod dębem tak zanucił:
Szumyt woda, witer wije,
Katarina z żalu mdlije ,
Płaczte, płaczte, czarni oczyi,
Lijte slozy w deń i w noczi. –
O! pożal się serdcę Bohu
Ja bez nioho zyt nemohu,
Płaczte, płaczte, czarni oczyi,
Lijte slozy w deń i w noczi. –
Hdeś u innej krasnej diwy
Znajde szczastia, bud szczasływyj,
Płaczte, płaczte, czarni oczyi
Lijte slozy w deń i w noczi ...
A czy wirnyj czy zdradływyj
Bud mu Boże myłostywyj,
Płaczte, płacz te, czarni oczyi ,
Lijte slozy w deń i w noczi...
I powietrze powtarzało – lijte slozy w deń i w noczi ... I glos rozbrzmiał się tęskno ... dziewczyna zasłuchała się smutnie, a chłopiec – rzekł dziko: Nezabudko! za miesiąc się rozdzieIim!... Niegadaj – odrzekła – ja pójdę tam pod krzyżyk a kto wieniec zawiesi na grobie matuli ... kto mi tak powie: Nezabudko! ... mocny Boże ...
On pocałował ją w oczęta. – Ja wrócę – pleban kazał – muszę ... muszę się uczyć ...
Mój Boże! mój Boże – szeptała, wijąc ręką po czole – I zasłoniła liczko – a on mówił gorzko: bodajeś [1] była mnie nieznała – przeklęty dzień; biedna dziewczyna, co ukocha artystę
- ↑ W druku „bodajeś”, być może to literówka od bodajżeś.