Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/195

Ta strona została przepisana.

I świętojańskich muszek wianek zloty
Co aureolą nieznanej mogiły,
W leśnej ciemności drga blaskiem tęsknoty
Nad głową śpiącą w sen ojczyźnie miły…
Płacz rozczochranej wichrami kaskady
W której księżyca zadrga promień blady,
Najwięcej zbały się w tobie – o! dzika
Młodości dumna – tęskna – samotnika!
A kiedy w niebo tęsknoty skrzydłami
Wzlecisz, i pierś się rozmodli tonami,
Raptem ci chmura po duszy przesunie
I myśl z błękitów w własną otchłań runie –
A o ziem piersią padłszy rozełkana
Jak brzoza wichrów burzą szamotana
Miotasz się niema, zdziczała i smętna
Drgające pięści podnosisz w niebiosy,
Aż żal w twej piersi zaśpiewa Hozauna!...
I ciśniesz ludzkość do piersi namiętna,
Lub płaczesz cicho, niemo z porannemi kłosy
I w pierś słowiczą wciągasz arf anielskich głosy –
Młodości moja! o – wieków sieroto
Kiedyż twą dziką tęsknotę ukoisz –
Przeprzędziesz życie duszy nitką złotą
Na szatę Polski świetlaną … co stroisz
W purpurę zorzy, w biały śnieg Sinaju,
W gwiazdy Messyańskie – i w fałd obyczaju…
Lecz na tę tęskność, co się w tobie żali –
Co w tobie śpiewa – co się w tobie pali,
Czyż znajdziesz kiedy o moja młodości
Zioło w naturze… o czy w głębiach wieczności…

Prawdo! tyś źródłem słońca słońc jedynem
Po tobie człowiek sierotą – choć synem!



I węgel z słabej dłoni się wysunął – on stąpa ku oknu – jakby w śnie swoim chciał zejść z góry w powietrzną podróż śmiertelną – bo pod oknem dwa piętra – otwiera – je – w tem