Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/199

Ta strona została przepisana.

Łatwiej Cedr wykorzeni u szczytów Libanu,
Niż serce – jeźli serce jest w piersi człowieka!
Bo im więcej męczarni i potwarzy cnocie
Tem krwawszemi się z piekłem duch nasz porwie sploty –
Walcząc w burzach się wznosi ku dziejów Golgocie –
Kocha świat błogosławiąc swych skrzydeł poloty!...
Na tej drodze Cię witam z smutkiem i rozkoszą
Rad duchowi, dziś płaczę nad tobą człowiekiem
Takie chwile anioły pszczołami w ul znoszą,
Dokąd godzien artysty duch – pod życia wiekiem!
Świat najszczęśliwszy (śmiechem swym o pomstę woła)
Gdy mu się uda w bydlę przemienić anioła ...
A jeźli duch samotny, co się krwawo trudzi,
Padnie w drodze, co inna od dróg bitych ziemi,
Głośny jest śmiech szatanów, głośniejszy śmiech ludzi
I ta myśl wlecze w piekło, choć z skrzydły orlemi ...
Ale duch natchnion, zdolny – samego szatana
Co się zeń naigrawa i rani w wściekłości
Porwać w jedno objęcie wszechmocnej miłości,
I przetopić zapałem, wołając: Hozanna!
Bo zadaniem jest mistrza z bydlęcia ślepego
Świat zanielić, uorlić – w lot słońca jasnego –
Lecz jeźli w młodej – pracy nie lilia mu godłem,
Jeśli go miłość jasna, co porywa światy,
Nieuniesie z kałuży ducha pruchnem podłem
Na zwiędłe wieńce będzie rwał wiosenne kwiaty –
Jeźli na głosy tłuszczy nie swego natchnienia
Baczy – o! biada sztuce – bo on jej mordercą,
On pruchnem, co się błyszczy, świętości bluźniercą –
Kto siebie nieoczyścił, niema oczyszczenia
Dzisiaj Polak artysta – inny inny wcale
Od artystów, co reszcie przewodzili świata –
On kapłanem, co walczy – na najstromszej skale
I czysty – kocha – tuli cały ogrom świata –
Spolszczyć się – to z szlachetnieć i wezwać sąd Boży –
Mistrz Polski w życiu czystym winien być jak w dziele –
Biada, gdy życiem bluźni słowu, co tak śmiele
Rzuca – takiemu forma u stóp się położy –