Wzrok wzniósł w słońce i w siebie wszystkie świata blizny
Wziął – stojąc jak nadgrobek na grobie ojczyzny –
Lecz choć wściekły boleścią – przez bramy piekielne!
On wie, że zmartwychwstanie to, co nieśmiertelne –
I na świat męczeństw dzwonem, jak głos apostoła
Męką ducha serdeczną – jak trąbą zawoła –
A pod stopą olbrzyma w pokornej ciemności
Padną wieki materyi – tam! w obec wieczności!...
O! módl się młody bracie na ojczyzny łanach,
Kochaj się w ojców twoich zielonych kurhanach,
A i po tobie kiedyś dla Polski zostanie
Taki kurhan – i posąg chwały na kurhanie!
Kto chrztem bolu ochrzczony – patrząc w braci twarze,
Nie wzniośł się – wielki – wielką spotężnion boleścią,
Znać go niebędą jutra potomne ołtarze
W zorzy ludów powstałe – tylko « dobrą wieścią!... »
W licach twego posągu jest ta boleść rzewna,
Ten uśmiech, który płacze, oko w mgłach smętności,
W tej niewieście są chwile twojego cierpienia,
Są walki w imię sztuki z miłością stoczone –
l gorzki ból zawodu, co z krain zwątpienia
Wieje w serce młodzieńcze gdy osierocone,
A skrzydeł jeszcze lotom niepuszcza wolności –
Świat wypycha artystów – na pułkach ustawia
Jak ptaki – orłom szklanne oko w czaszkę wtłoczy,
Wołów wędrowne skrzydło obarczy żórawia
I Feniksa puszczyków gromadą otoczy –
Lecz kto wzrósł w serce wielkie i w chrobrego ducha
Ten niechaj w samym sobie pyta się o cudy,
Niech wyszedłszy ze szkoły własnych natchnień słucha
I wiarą niechaj zaklnie – z głazów – ducha ludy!...
W niej? jest świętość – i cisza – majestat cierpienia
Znać, że dłuto, co taki posąg raz wykuje
Ma przyszłość – i że serce me bez namaszczenia
Co taki smutek jak w tej twarzy – czuje!
«Lecz religia!...»