Poznałem zasady mądrości tego świata – i znalazłem śmiecie i popiół – poznałem jego radości i uciechy i uniosłem gorycz i wzgardę – w piersi mojej wiele popiołu i zgliszczów i nic mi niezostało prócz wiary, co mi dotąd świeci w duszy światłem swoim, drży tęsknotą ku Bogu – jest mi ona jak nocą świętojański robaczek, co z lasu wyprowadza za sobą zbłąkanego pielgrzyma ... i nic już prócz niej tu niemam – w obec sztuki – i wy – wy także moi boscy – moi mili i najmilsi! ... ty mój Rafale i wielki Leonardo – króle[w]ski Veronezie i namiętny Ribero!… drogi mój Salwatorze i kochanku mej duszy, Ruisdalu!... Sasoferato i Carlo Dolce!... Ty mój Roethlu smutny, stroskany olbrzymie – dziewiczy mój Bellino i tęskny Solimene – tytaniczny Michale!... wielki Tycyanie i najdroższy Muryllu – ach i ty mój święty Szefferze malarstwa Szopenie!... i ty jeszcze gwiazdo Delarocha!... mistrze wybrani, wśród których niema ostatniego – i ty potężny Kalamie! Endymionie natury, coś Alpami Tatry przeczuł – o którego skały chciałem raz czoło potrzaskać w godzinie rozpaczy – którego dęby i buki szumiące chwytałem w namiętne objęcie, by mi szeptały dzieje minionych wieków – przy grzmocie wodospadów twoich, co ryczą ze skał w otchłanie jak strącone szatany – radbym spocząć i zamyśleć się pod kolumnami ruin twoich – lub w niemej cisźy natury wśród ziół wodnych, co się ścielą po stawie wśród głuchego szumu twoich dziewiczych trzcin – nito Syryne sprzeciwiającej się Filomeli – tobie natura w dziełach twoich mówi - «tyś mi dochował wiary ... » I cóż – moje Madonny wypieszczone boleścią: zamknęły zimne marmurowe salony Fary[z]euszów i Mecenasów, gdzie sprawują funkcye mebla!... zostaną wśród tych, co mi duszę wyziębili jak kwiatów moich wieńce nierządnicom na czoło! – wśród krytyków, co zszatanili krytykę i filantropów przyjaciół, co mnie w źrenice kłuli «con amore» dziś po Zapasach z sobą, władam pędzlem – ale śpiewam, jak słowik, któremu by piekniej śpiewał, ptasznik oczy wypala ... – o! gwar ludzi przeklęty dla artysty – lepsza izdebka moja zimna, gdzie mnie duch grzeje! A sława? .. o! sławo – ty najpiękniejsza pieszczoto mojej
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/206
Ta strona została przepisana.