Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/210

Ta strona została przepisana.

z płótnem grobowem... On porównuje z uśmiechem i łzą w oku te dwie prace swoje – i szepcze cicho: I niewódź nas na pokuszenie!



I szedł z wolna ku cmętarzowi wiejskiemu – dziś tu wszystko jak bywało; te same drzewa chylą się nad mogiłami i szumią niemo – w oddali dąb olbrzymi gra chrobrą pieśń wieków – te same krzyże popochylane – i słońce schyla się nad szczyty Paraszki błękitnej – w wiklinach odzywa się słowik – nad stawem jęczą czajki jak duszyczki czyścowe – na łąkach derkacz odzywa się jednostajnie – orkiestrze żabele przewodniczy bąk huczący w szuwarach – on – tego wszystkiego teraz niewidzi – a jeśli widzi, to chyba drugą duszą – bo całą życia siłą zapatrzył się jak posąg w schylony krzyżyk nad mogiłą matki na którym uwisł świeży wianek Nezabudek ... przy krzyżu stoi wiejskie dziewczę z schyloną główką, strojąc ramiona krzyżyka – on patrzył na nią – patrzył – i niewiedząc o tem wyciągnął ręce i rzekł pół głosem dziwnym: Nezabudko!...
Obejrzała się – wydała krzyk zdziczały i martwa padła u nóg jego – on ciało jej wskazując Bogu i w niebo patrząc rzekł – oto życie moje! niech ona świadczy za mnie – i pocałunkiem wskrzesił ją i podniósł, choć jemu serce słabo już w piersi bije. – – –
Na górze pokrytej gajem – leży młodzieniec w zamyśleniu – ręce opuścił na trawę – głowę na piersi myśli, i oku puścił wodze – daleko! – i błądzi po dziejów przyszłości – i po smętarzach pamiątek – chwile dziecinne i chwile młodzieńcze wstają z grobu – i śmieją się do niego łzawo – i wołają, chodź z nami! później walki i zawody wstają i mówią, chodź z nami! wybujałeś wcześnie i wysoko – zacząłeś żyć, gdy inni niemowlętami ssą wrażenia życia i natury – w trzydziesta niespełna wiosnach przeżyłeś, co inni przeżywają w stu leciech – życie twoje wypaliło się – chodź z nami! … i rzucił okiem po wiosce – chaty czarne te, co dawniej wśród nich stara