Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/212

Ta strona została przepisana.

cudny ... pobladł tylko i ma szaty jak Pan – ale zawsze jednak sercem. –
Żal spać, gdy słońce zachodzi – ja niemam oczów, niech on patrzy – rzekł lirnik i porwał śpiącego za rękę ale ręką z łoskotem tamtego świata rzeczy, co już tu nienależą, opadła zimna jak lód. –
Co to jest?... wrzasnęła Niezabudka? On umarł – jęknął lirnik. –
Dziewczyna orlicą rzuciła się na ciało, porwała je w objęcie – zatrzęsła i zaryczała: Bławatku mój! ... ale ciało wysunęło się i padło u nóg jej na trawę – wtedy stanęła chwilę jak głaz – zerwała wieniec z głowy, zaśmiała się jak szatan i ptaszkiem gdzieś uleciała że lirnik próźno za nią wołał – – i idąc za nią, macając kijem drogę z daleka słyszał śmiech jej, potem szum młyna i krzyk rozdarty – dziewczę zbiegło i rzuciło się na młyńskie koło z wyciągniętemi ramiony – koło porwało ją – oplotło jej ramię i warkocz – strzaskało rękę – w brylantach pian srebrnych i kropel wieńcem opadających przeleciała w koło okryta warkoczem – potem przerzuciło ją na wodę – i płynęła wierszchem jak rybka, co usnęła – a włos jej jak śnieg poświał – za nią płynęło kilka bławatków po wodzie – wyglądała tak płynąc jak kiedyś po końcu świata, trup przeszłości ... aż ludzie wyciągnęli z wody martwą z boleści i dziwiły się z płaczem dziewczęta jej siwym jak mleko włosom przetkanym ostatnim bławatkim, co był jak gwiazdka błękitna pierwszej miłości!...
Jeszcze raz to samo wzgórze – te pola – ten sam smętarz wiejski – na nim świeża mogiła z krzyżem, który postawiła sama dziewczyna – urąbała, złożyła – i zakopała – lecz niemogla na nim wieńca nezabudek – ni wieńca bławatów zawiesić ... przy mogile stoją dwie postacie – ona starca ślepego ujęła za rękę i iść już mają – lirnik z lirenką na barkach i dziewczę z złamaną ręką i siwemi włosomi – strasznie spokojna – i nieco uśmiechnięta do grobów – jakby nigdy nic ją niebolało...
Słońce zeszło niedawno nad wioską – ona ostatni raz spój-