Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/213

Ta strona została przepisana.

rżała na nią, podała rękę ślepemu, niemiała łzy jednej – tylko usta boleśnie rozwarte – nieme – a oczy w błękit uniesione w – ręku miała garść nezabudek – ucałowała je – przytuliła cicho do piersi – i rzuciła na groby. –

LIRNIK.

Bóg dobry uratował Cię dziewczyno – obojeśmy kaleki – chodź ze mną – będziesz mi córką, siostrą – matką – będziesz mnie przez świat wodziła - ja grać, ty nucić bedziesz – i tak od sioła do sioła – a może ludzie dadzą nam chleba za nasze pieśni...

NEZABUDKA.

Bóg straszny mnie uratował – ale i jemu boleśnie rozpiętemu na krzyżu – boleśniej jak mnie - będę Cię prowadzić – – chodźmy w świat, Pawle – pod swoją dzwonnicą nam nie miejsce, w własnem siole pieśń sierotą – pójdziem daleko – będę tobie mówić o słońcu – o gwiazdach i tęczy – i o kwiatach, co znasz po zapachu ... a razem będziem słuchać piorunów … chodźmy.

LIRNIK.

Kaleki pójdziem siać pieśni ziarno w ich serca, a może wyda plon na mogiłach naszych ... plon światłości wolnej – nieśmiertelnej – a przez drogę powiem Ci życie moje, dziewczyno ... dziwnie ono się splotło jak bluszcz na krzyżu ... i poszli z wolna i znikli za górą – raz jeszcze się obejrzała – otarła włosami białemi łzę – ostatnią – zaśmiała się spokojnie – twarzą jak cisza błękitu – a już tylko z za góry wiatr doniósł lasom wioski ginący po rosie głos:

« I po brzozie zanucił
« Ptaszek dzióbkiem zroszonym,
« A po niej któż się smucił?
« Na wzgórku – na zielonym! » ...



I poszli! –