I ujrzałem dzwonek polny wzrosły na ruinie baszty, z której Kmita poglądał po włościach swoich – i zerwałem go – myśląc, że ten kwiatek więcej ma zasługi niż ty Kmito – ale kwiatek mi zemdlał w dłoni i ze smutkiem pytałem, czy tak łatwo skonał Wojewoda Krakowski – lżejszy skon kwiatka niźli skon człowieka!... Wiśniczu! cisza śmiertelna w koło Ciebie przeraża – tylko rzesza lip prastarych otoczyła Ciebie jak matron kołem i szemrze sennie stare dzieje twe – rojom pszczół, co ciągle muzyki cichej harmonią; biorą miód grając w ciszy – jakby gdzieś w błękitach uwiśnięta niewidomie Czarnoleska lutnia echem śpiewała – – tylko brzóz kilka smutnych usiadło u stóp twoich i płacze rozczochrawszy warkocze – – a z źrenicy okien twoich tu i tam wiotka strzeliła kalina – której korale jak łzy krwawe po czarnych kapią marmurach … i czasem – czasem błękitem od Tutrów nadpłynie jaki orzeł – zważy się nad tobą; w powietrzu – upuści pióro – i jakby przerażony z dzikim wrzaskiem ulata w przestrzenie – czasem pielgrzym przyjdzie ku tobie – weźmie to orle pióro i krwią, serca napisze gorące słowo ... zaduma się oparty o basztę twoją i padnie w cieniu lip, z głową; opartą; o stary móździerz, poglądając ku tobie!... a kiedy słońce zapadnie za srebrnemi wieżycami kościoła, co strzeże starych grobów, wstaje z nad gór księżyc srebrny jak hostia biała w natury ofierze – on jak matka rozczula się nad tobą i otula mgły szatą; bióder twoich rany. – Wtedy rzewno i cicho w koło Ciebie, ale ty i wtedy stoisz i milczysz grobowo – a myśl rzucona w twe czasy, jest jak kamień rzucony w olbrzymią gardziel studni twej kamiennej, w którą; lecąc rozbija się i rodzi echa miliony, co grzmią jak miecz rdzawy, gdy w trumnie spiżowej wstrząsną; się popioły wieków bohatera – a rozbije szybę wody na dnie śpiącej i dudniąc przepadnie na wieki – przejdę po wnętrzu twojem – ha! duma i przeszłość wieje wszędzie – – dziedziniec czworoboczny z krużgankiem o łukach kamiennych i starych kolumnach w smaku Bony – taki jaki miał Zygmunt stary - gzems szeroki z odźwiami czarnych marmurów – po nim przechadza się w ponurych myślach ostatni Kmita – a kroków jego dumnych stąpanie odgłos niesie daleko – daleko – aż w podziemia sklepione, gdzie gniją Tatary i
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/215
Ta strona została przepisana.