Turki, nim na jaką osadę wypuści ich Wojewoda – ponury on jak lew wiecznie ranny, bo z pychy się nigdy niewygoi – ale nigdy niewestchnie – nawet sam przed sobą – dalej – dalej biegną korytarze i komnaty rzędem jedna za drugą – tam framugi, gdzie były posągi i kwiaty – ślady rzeźb i malowideł – resztki złoceń, kapitele kolumn i pogruchotane głowy posągów – – ale dziś bluszcz pokrył to wszystko miłości objęciem – puste te sale wielkie i krągle, puste teatrum, kędy brzmiała retoryka i kwitły koncepta Włoskie – i złote szermowania w odprawie posłów Greckich – kędy żaliła się boska Helena i wyła nieszczęsna Kasandra – kędy deklamowano strofy Polskie z Jerozolimy, a chorus wspominał pławaczkę fal morskich ... i pusta największa z sal – godowa – królewska – ni śladu tronu Zygmuntów, kędy siadali miłościwie – dalej! wyżej, resztki schodów marmurowych pleśnieją ku górze – tam z kopułą zapadła stara kaplica, kędy przeklęczały życie swe matrony, rycerze brali błogosławieństwo kapłanów do boju – tu przy starym konfessyonale dębowym kląkł Pan Kmita i ponuro szeptał sekreta swego sumienia buremu mnichowi – i długo było tych rozmów, a wczasie spowiedzi burza trzęsła zamkiem – grzmoty i pioruny echem rozlegały się po kaplicy – tu krzyżem może nieraz leżał Pan Lubomirski, gdy mu żywot dumny zaciężył – i szlachta bila czołami przed jednym tylko Bogiem – aż w grobach jękło nieraz, a potem szła na potrzebę – i pomykała Wołosza – i nie oglądała się złota horda ... Tu Jerzy hetman – mógł może ścinąć dłoń Stefana Czarneckiego – – kaplico święta! ściany twe odarte nago, lampy pogasły – dziuraw kopułą strzela promień księżyca i błękit – a na ołtarzu wyrosła brzózka jak kapłanka przeszłości szmerem modli się łzawym i krzyż czarny listeczkami otula ... a szumi tak smętnie, jak by w niej zaklęta śpiewała biała duszyczka Orszulki Kochanowskiej ... i chórem dziewcząt wieją jej kaliny po gzymsach wyrosłe – krzyż wyciągnął czarne ramiona a w ciszy słychać tylko spadanie kropel wilgotnych od sklepienia na głowy nad grobkowych rycerzy, co śpią niemo i groźnie – lub łopotanie ptaka ruin zabrzęczy po szybach ołowianych – ale inaczej bywało tu onego czasu... Ha!... pamiętasz hardy Wiśniczu!?.. oto od baszty wscho-
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/216
Ta strona została przepisana.