Sforciów – purpurowy płaszcz jej gronostajem podbity pysznym fałdem spływa ze suchych barków, a ogon długiej szaty niesie dwoje pacholąt jasnowłosych ... to królowa matka. – Za niemi stąpa krokiem poważnym krępa postać rycerza z śnieżną brodą i włosem białym – to Pan Krakowski; w szorstkiej – dłoni trzyma bieluchną rękę wiotkiej – białej postaci – zda się, że anioł obok rycerza przesuwa z uśmiechem dobroci i smutku wśród ludzi – śnieżna jej szata długo spływa ku kobiercu kwiatom, a korona zda się przygniatać to białe, swobodne czoło, od którego długie włosy lunęły na alabastrowe ramiona bujnemi warkoczami – to anielska Barbara – Dalej dumny gospodarz zamku wiedzie Isabellę węgierską, Czarny Radziwiłł Katarzynę królewnę – Radziwiłł rudy młodziuchną Annę Jagiellonkę w błękitnej szacie – za niemi Firlej stąpa z Panią Krakowską i Ostrogski z Panią Kmitową, nuż Pan Herburt sunie z Księżną Ostrogską, więc Zborowski wyrzucając szumnie wyloty z Panią Morsztynową, więc Pan Górka otyły zalecając się, wiedzie hożą Halszkę z Ostroga – Odrowąż Panią Zborowską i Pan Koniecpolski z Panią Firlejową, a wśród młodszego rycerstwa śmiało posuwa się Dymitr Sanguszko z Panną Tęczyńską – i ostatni Tęczyński z Zofią Tarnowską – nuż dzielny LeśniowoIski zalecając się do Panny Podlodowskiej i młody smutny Kmita z Panną Gorajską i butny Samuel Zborowski z wąsikiem młodym a animuszem w czuprynie wiedzie Pannę Tarłównę – dalej – i dalej suną się Parami – po marmurach komnat i kwiatach kobierców – a postacie ich dwoją i troją się w szybach dużych zwierciadeł i nikną w głębi – teraz Pan Kmita skłonił się królowej matce i wiedzie taniec zygzakiem węża Sforciów – czoło poloneza wśród grzmotu kapeli poczyna się w jednej komnacie – a kończy w siódmej – w tem rozplotły się pary w długie dwie girlandy. – Król Jegomość odbił swoję Basię – połączył znowu orszak par jak unię Litwy z koroną – i żonę wiedzie do tronu – suną – suną ciągle – o! jacy wy dumni potężni i wspaniali! ... zda się mocarze świata – ojcowie miłościwi! dajcie stopy wasze ścisnąć – pobłogosławcie nam od lat walczącym nie jak wy z Tatary, i Turki – lecz z całem piekłem!... i łzy nam weźcie na spinki do waszych karmazynów – bo co innego niemamy!... lecz
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/218
Ta strona została przepisana.