się rozdarły i błękit błysnął – deszcz ustawał zwolna – a chmury jak spłoszone trzody poczęły kędyś uciekać, rycząc jeszcze grzmotami – konały – konały – rodziły się jedne z drugich i przepadając kędyś w górach gubiły się tęsknem echem po ziemi – po jarach i górach leśnych – tęcza jak most wielki błysnęła nad zroszoną ziemią – skowronki już zadzwoniły w błękicie – tu na trawie leżał dąb obalony – tam łza burzy błyska na róży polnej – z gór szumią i huczą wezbrane potoki – drzewa złociły się burzy łzami – a ... co wiatr ruszy brzozą, to tysiące kropel spadnie jak z liców sieroty na kwiatki łąk, kędy się motyl niemi upije cicho i lubo wkoło, tak wolno i szeroko piersią oddychać o Polska ziemio, tyś nam tak cudna; że bez twej cudności niebo niebem by nam niebyło – i przeto też tak niebieska jesteś! słyszysz w oddali ten szum daleki? to zdrój wezbrany szumi po łące, wężem kręcąc się leci, zabiera gałęzie oderwane i mostki swoje, po których spada srebrnych pian łoskotem i wlecze kamienie – coraz szerzej – coraz szerzej – zalewa łąkę – a słońce ozłaca jego mętne – zwierciadło … ptaszki znów świegoczą strząsając rosę z piórek – a ciepłe słońce schyla się ku Tatrom – tak cicho na świecie, jakby tchnienie Boga! rozlało się w powietrzu – w błękitach żegluje orzeł – waży się i patrzy w słońce – co już – już zapada – tylko pół twarzy jego wygląda z za góry – zniża się – zniża ... trysnęło jeszcze ogniem promieni w górę – polało strugę świateł na góry i doliny ... o słońce! dobranoc tobie ... już tylko rąbek ognisty wygląda – maleje ... zgasło! ... i łona krwawa oblała błękit – tęcza znikła – już złote niebo poczyna blednąć – góry zciemniały, niebiesko zielone lasy i łąki mocniej widać ... doliny dymią mgłami wilgoci ... łza rosy błyska na kwiatach i kłosach złotych ... a wietrzyk wieczorny kołysze niemi i zda się witać pierwsze gwiazdy ... drzewa stoją cicho jak po śnie i szemrzą – jezioro ku niebu odbija się złoto i czerwono ... jak ta moja dusza, w której odbija się świat – i burza ... a nad nami cichy wielki błękit jak wielka pierś Boga rozwarta świata – skowronki tylko dzwonią – i chruściel sprzeciwia się czajce – a tam od drugiej strony wznosi się blady miesiąc ... Czerwona łóna blednie – i mrok opada zwolna ... od
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/223
Ta strona została przepisana.