«A mnie, rzekł wtóry, daj ojcze dwór taki,
Bym podróżować mógł po całym świecie.»
I spełnił ojciec, a spytał trzeciego :
Czegóź ty pragniesz, synu mój najmilszy?
« Zbuduj mi ojcze na wysokiej górze
Zamek wysoki, V którym by drzwi tyle
Było, co w roku dni, a okien tyle,
Co gwiazd na niebie śród pogodnej nocy.»
I stary ojciec lubo się zadumał,
Budował długo, aż w końcu zbudował -
I stanął zamek dotąd niewidziany.
Kiedy zagorzał światłami śród nocy,
To jasne były góry i doliny -
I w zamku owym siadło książę młode.
O! piękny, śmiały i dumny młodzieniec,
Że roiłem oczkiem wszystkie nań księżniczki
I wszelkie inne niewiasty patrzały.
A wtenczas tylko stary ojciec mawiał,
By za ten pałac znalazł mu synowę ,
I wnucząt jasne główki dał w nagrodę. -
Ale syn milczał, i tylko polował
Na dzikie boje jeździł i ucztował,
A o swej żonie przyszłej nie śnił wcale,
Aż jednej nocy po uczcie, po długiej,
Led wie się do snu pokładli śród zamku,
Nagle - dźwięk, hałas, łoskot, jak grzmot burzy,
Zatrząsł zamczyskiem w głębi jego posad,
I wszystkie okna, wiele w zamku było,
W chwili padają z jękiem, wytłuczone, -
Wyleciał książę z mieczem co tchu na dwór
I patrzy - a to żmija siedmiogłowa
Lecąc, wytłukła olbrzymiemi skrzydły
Znów wszystkie pyszne tęczowych szyb krocie - -
Z śmiechem radości i po ziemi wężem,
Sunie się chyżo, sunie przez trawniki
I przez szpalery, ucieka, ucieka -
I znikła z śmiechem - a książę w wściekłości
Przysiągł jej pomstę - aż u bram piekielnych!
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/227
Ta strona została przepisana.