Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/232

Ta strona została przepisana.

Gdy łzy porannej zorzy drżą na kwiatach. —
O! cudnie brzmiała po tłumie tych wrzasków
Muzyka arfy smutnego karlika!
A kiedy zagrał, w komnatach pieśń brzmiała
I cudnie nikła, płacząc po zakątach —
I cicho znowu, a trzy piękne dziewy,
Smutne dźwigają ceber bardzo ciężki,
I leją wodę do wanny żelaznej,
A para bucha z wody wielkim dymem.
Leją, dźwigają, i znów nalewają,
A potem węża biorą na swe barki,
Na białe, ciężkie już i tak boleścią,
I leniwego dźwigają ramiony
I w wodę cisną z ramion — gdy się stoczył,
Plusnęło w wannie — i bryznęła woda
Aż w trzy komnaty — gdyby wielka chmura
Się oberwała z niebios aż do ziemi —
A wtedy smutne piosenki mu nucą
Na sen, a karlik na arfie przygrywa,
A wąż się kąpie i w wodzie przewala.
Tu skoczył rycerz z mieczem uświęconym,
Zdała się całą swą siłą rozpędził,
I pchnął oburącz wielkie ciężkie wieko
Co się zachwiało — i runęło z grzmotem
Na wielką wannę, na wieki — jak piorun.
A upadł książę od hałasu wieka,
I karzeł upadł i trzy piękne dziewy —
I tak leżeli długo ogłuszeni,
A po komnatach zamku i pieczarach
Grzmotem biegały odbijane głosy,
Aż słabnąc, ginąc, po długiem konaniu
Znikły — a rycerz porwał się z niemocy,
Gdy wąż się próżno miotał w rdzawej wannie.
W on to czas miecz swój porwał i w zapale.
Przeleciał wtórą i trzecią komnatę
I tknął nim kłódki wielkiej jako głowa;
A ta opadła — za nią trzysta kłódek
Pękło i spadło na ziemię z łoskotem —